Rezydujący w Grzechyni ksiądz Piotr Natanek jest w polskim Kościele postacią nie tylko dobrze znaną, ale i wzbudzającą skrajnie różne opinie. Dla jednych jest on kapłanem bezkompromisowo podążającym za głosem Chrystusa, który za pozostanie wiernym Jego orędziu i obnażanie grzechów hierarchii kościelnej, jest od lat przez tę hierarchię niesłusznie prześladowany. Dla drugich działalność ks. Natanka jest wysoce szkodliwa, gdyż opierając się w dużej mierze na rzekomych wizjach związanej z nim osoby, serwuje on swoim wiernym eklektyczną i nie opartą na autorytecie kościelnym mieszaninę poglądów teologicznych i praktyk liturgicznych. Inni stwierdzą z kolei, iż choć w duszpasterstwie ks. Natanka istotnie można dostrzec pewne błędy, to jednak z uwagi na fakt, iż piętnuje on wiele przejawów kryzysu w Kościele i stara się odwoływać do Tradycji, nie powinno się go nadmiernie krytykować.
W niniejszym wpisie nie mam zamiaru podejmować się próby całościowej oceny działalności ks. Natanka. Chcę za to poruszyć kwestię jednego z praktykowanych przez niego obrzędów, który mi osobiście dał wystarczający obraz tego, na jakich podstawach opiera się duszpasterstwo ks. Natanka i pomógł ocenić, czy mam w tym wypadku do czynienia z kapłanem wiernym Tradycji katolickiej.
Obrzędem o którym mowa jest tzw. „chrzest dzieci nienarodzonych”. W trakcie tej ceremonii ks. Natanek, w towarzystwie wiernych i „rodziców chrzestnych” nienarodzonych dzieci (których ciał rzecz jasna tam nie ma) dokonuje aktu ich „chrztu”, wymieniając – tak jak w przypadku udzielania sakramentu Chrztu Św. - ich imiona i wymawiając słowa „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Św.”. Co istotne, wymawiając słowa formuły chrzcielnej, kapłan również używa wody, polewając nią jednak… powietrze i wlewając ją do przeznaczonego do tego naczynia (link do jednego z takich obrzędów w komentarzu). W ten sposób – jak stanowczo twierdzi ks. Natanek – dzieci nienarodzone zostają uwolnione od zmazy grzechu pierworodnego i dostępują radości świętych w Niebie. Choć tego typu deklaracje ks. Natanka zdają się sugerować, iż podziela on – w odróżnieniu od nauczania współczesnych modernistów - wiarę Kościoła katolickiego w absolutną konieczność sakramentu Chrztu do zbawienia, to jednak wypada przy tym zapytać, czy praktykowany przez niego obrzęd ma cokolwiek wspólnego z praktyką Kościoła?
Odpowiedź jest tutaj dość jasna i oczywista. Nie trzeba bowiem być wybitnym znawcą katolickiej sakramentologii aby wykazać, że podobny obrzęd nie ma nic wspólnego z udzieleniem Chrztu Świętego i siłą rzeczy nie może przynosić wynikających z niego łask sakramentalnych. Wystarczy sięgnąć do jakiejkolwiek uznanej pozycji traktującej o katolickich sakramentach aby dowiedzieć się, iż sakramenty święte, w tym Chrzest Św., mogą być szafowane wyłącznie osobom żywym (w razie wątpliwości sakramentu udziela się warunkowo). Do podstawowej wiedzy w tej kwestii należy również to, iż bliższą materią (a więc czymś koniecznym do ważności) sakramentu Chrztu jest obmycie wodą naturalną ciała człowieka. Skoro więc „chrzest dzieci nienarodzonych” praktykowany m. in. przez ks. Natanka nie spełnia tych dwóch , najbardziej elementarnych wymogów ważnego sprawowania sakramentu Chrztu Św. (nie ma osoby żywej, nie ma polania ciała), to jasnym jest, iż nie tylko nie gładzi on grzechu pierworodnego, ale jako symulowanie sprawowania sakramentu jest praktyką niegodziwą, błędną i wprowadzającą w błąd wiernych.
„Chrzest dzieci nienarodzonych” praktykowany przez ks. Natanka nie ma również nic wspólnego ze znanym i praktykowanym w pewnych sytuacjach w Kościele obrzędem mogącym nosić tę samą nazwę, w terminologii kościelnej zwanym chrztem „in utero matris” (w łonie matki). Ta, zapomniana dziś forma udzielania sakramentu Chrztu Św. polegała ona na tym, iż w razie dużego prawdopodobieństwa, iż przed urodzeniem dziecko umrze, dopuszczalne było sakramentalne obmycie wodą ciała nienarodzonego dziecka, znajdującego się w łonie kobiety za pomocą specjalnej strzykawki.
Praktykując „duchowy chrzest nienarodzonych” ks. Natanek przekonuje wiernych, iż jest to obrzęd rzekomo zatwierdzony przez Kościół, gdyż posiada on książkę zawierającą tę ceremonię, która uzyskała imprimatur jednego z modernistycznych biskupów. Zakładając, iż ks. Natanek faktycznie nie ma podstawowej wiedzy teologicznej aby ocenić samą ceremonię i nie wie o tym, jak mało warte są imprimatur wydawane przez pogrążone w błędach modernizmu kurie biskupie, można by zrzucić jego działania na karb ignorancji i uznać, że są formą błędnego, ale być może nie tak niebezpiecznego kościelnego dziwactwa. Ksiądz Natanek idzie jednak wiele dalej.
Otóż, uzasadniając potrzebę „chrztu nienarodzonych”, ksiądz z Grzechyni dowodzi również, iż został on potwierdzony przez samego Pana Jezusa, gdyż takie słowa rzekomo podyktował On związanej z ks. Natankiem „wizjonerce”. Gdyby założyć, iż owe wizje są prawdziwymi objawieniami, oznaczałoby to, iż przez 2000 lat Kościół katolicki ogromnie błądził, nauczając ludzi o niemożności zbawienia dzieci zmarłych bez chrztu (i związanej z tym kwestii limbusa), a jednocześnie nie stosując prostego środka do ich uświęcenia! Wiara katolicka poucza nas jednak, iż omyłka taka nie jest możliwa, gdyż u swego zarania Kościół otrzymał wszelkie niezbędne środki do uświęcania ludzi, z których przez wieki korzystał i których strzegł. Innych po prostu nie ma, a sugerowanie wiernym czegoś przeciwnego pod płaszczykiem prywatnych objawień jest jedynie najlepszym dowodem na to, iż owe wizje z całą pewnością nie pochodzą od Boga, a my jako wierni katolicy powinniśmy stronić od kapłanów promujących takie fałszywe orędzia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz