Dla osoby uczęszczającej na tradycyjną katolicką liturgię i przyzwyczajonej do słuchania nauk sprawujących ją kapłanów, jest czymś naturalnym, iż mówiąc o Boskim Założycielu Kościoła czy Osobach, które odegrały kluczową rolę w jego rozwoju, wyrażają się oni zawsze z najwyższym szacunkiem i używając odpowiednich, przysługujących im tytułów. Jak wielkim szokiem dla takiej osoby może być z kolei zetknięcie się ze sposobem wyrażania się o tych samych postaciach szeregu kapłanów wychowanych w posoborowym duchu i sprawujących nową Mszę.
I tak, używając przykładu, wielu z nich mówiąc o wcielonym Synu Bożym najczęściej będzie określać Go mianem „Jezusa” w miejsce wyrażeń „Pan Jezus” lub pięknego „Nasz Pan Jezus Chrystus”. Tradycyjne wyrażenia „Matka Boża” czy „Najświętsza Maryja Panna” we współczesnym kaznodziejstwie częstokroć wypierane są przez samo imię „Maryja”. Bardzo uderzające jest również, trącące protestantyzmem, określanie autorów pism Nowego Testamentu samym imieniem , bez tradycyjnego dodatku „Apostoł” czy „Święty” (np. „W ewangelii Jana czytamy…” zamiast „W ewangelii Św. Jana czytamy…”).
Nie chcąc wyciągać zbyt daleko posuniętych wniosków z tego zjawiska i wdawać się w dywagacje na temat źródeł takiej zmiany, warto pokrótce zastanowić się jakie owoce może ona ze sobą przynieść..
Jednym z kanonów dobrego wychowania w naszej kulturze jest bez wątpienia używanie zwrotów grzecznościowych. Ich stosowanie wynika nie tylko z szacunku, jakim darzymy daną osobę, ale nawet ma miejsce w sytuacji, kiedy o ten szacunek trudno, a chcemy uznać np. jej wiek czy stanowisko przez nią zajmowane. Skoro więc zasady te są nie tylko znane, ale w praktyce stosowane przez ogromną większość ludzi we wzajemnych stosunkach, to z jakiego powodu należałoby robić wyłom od tej zasady w odniesieniu do samego Boskiego Mistrza i najbliższych Mu Osób, które zasługują na nasze uznanie nieporównanie więcej niż wszyscy inni ludzie? Czy takie, w istocie nonszalanckie wyrażanie się o Panu Jezusie, Jego Najświętszej Matce i Apostołach, nie niesie choćby ryzyka, że w oczach wątpiących pogłębimy wrażenie, że osoby o których mówimy są tylko jednymi z wielu w dziejach nauczycieli moralności, których naukę można, choć nie trzeba przyjmować?
Nie należy przy tym zapominać, że używanie wyrażeń podkreślających godność danej osoby ma również ważny walor wychowawczy. Naprawdę trudno zakładać, aby wyrażanie się o Panu Jezusie i świętych Pańskich „per ty” w jakikolwiek sposób pomogło młodym katolikom w wykreowaniu w ich umyśle prawdziwego obrazu Boga, któremu jesteśmy winni miłość i bezwarunkowe posłuszeństwo. Można raczej domniemywać, iż taki sposób wyrażania się, nierzadko okraszony językiem rodem ze slangu ulicznego, sprawi prędzej, że młody człowiek nabierze zbyt poufałego stosunku do Boga i zacznie postrzegać Pana Jezusa jako swego rodzaju kolegę. Takie traktowanie Pana Jezusa nigdy nie zbliży jednak duszy do Boga. Sprawi ono co najwyżej, iż – jeśli w ogóle osoba ta nie straci wiary – to zacznie tworzyć w swym umyśle obraz własnego „Jezusa”, odpowiadającego jej myśleniu i pobłażliwego dla jej grzechów. Skoro jest on bowiem moim „kumplem”, to siłą rzeczy powinien szanować mój sposób myślenia, pomagać i pocieszać w trudnościach, a w razie potrzeby służyć dobrą radą. Jednego czego nie powinien i nie może czynić, to rozkazywać mi. Taki Jezus w rzeczywistości jednak nie istnieje.
Nasz Pan Jezus Chrystus jako nasz Stwórca i Odkupiciel ma prawo wymagać i rzeczywiście wymaga od nas najwyższej miłości, poszanowania i posłuszeństwa. Cała historia Kościoła, przepełniona działalnością świętych, misjonarzy i tysięcy duszpasterzy dowodzi, iż wcale nie trzeba czynić z Pana Jezusa „dobrego kolegi”, aby przekonać o tej prawdzie ludzi i skutecznie prowadzić ich do Boga. W swym ogóle pragną oni bowiem aby traktować ich poważnie i o sprawach istotnych mówić z należną powagą. Oby w porę zrozumieli to posoborowi duszpasterze, którzy próbując „oferować Jezusa” coraz bardziej spoganiałym wiernym, nierzadko nie dojrzą nawet reakcji w postaci odwrócenia głowy i powiedzenia „Dziękuję, to mnie nie interesuje”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz