Tradycyjna liturgia Mszy Świętej pełna jest słów i znaków, które wyraźnie przekazują katolicką doktrynę eucharystyczną i zabezpieczają kult Boży przed popełnieniem w jego sprawowaniu jakiejkolwiek niestosowności. Jednym z najbardziej wymownych tego typu zachowań jest fakt, iż odprawiający Mszę Świętą kapłan od momentu konsekracji chleba, aż do następującej po Komunii Św. puryfikacji naczyń świętych, poza momentami, gdy dotyka Hostii, cały czas trzyma złączone palce wskazujące i kciuki obu rąk, a więc palce, którymi dotykał Ciała Pańskiego.
Wynika to z katolickiej wiary w rzeczywistą obecność Naszego Pana Jezusa Chrystusa pod każdą, nawet najmniejszą postacią eucharystycznego chleba, a za cel ma zabezpieczenie Najświętszego Sakramentu przed profanacją, która mogłaby mieć miejsce w sytuacji, gdyby kapłan po dotknięciu Ciała Pańskiego dotykał tymi samymi palcami również innych rzeczy. Innymi słowy chodzi o to, aby pozostałe na palcach kapłana maleńkie cząstki Hostii Świętej np. nie upadały na podłogę czy też by nie były pozostawiane gdziekolwiek.
Praktyka taka od wieków zachowywana była, zgodnie z rubrykami mszalnymi, przez wszystkich kapłanów rytu rzymskiego. Dziś zachowują ją jednak praktycznie tylko ci, nieliczni w skali Kościoła kapłani, którzy pozostali wierni Mszy Św. Wszechczasów. Co takiego wydarzyło się po drodze, że cała reszta duchowieństwa katolickiego albo w ogóle nie słyszała o tej praktyce, albo – zgodnie z wytycznymi swoich przełożonych – traktuje ją jako niepotrzebną i łamiącą jedność liturgiczną?
Otóż na fali rewolucji liturgicznej, która pod przewodem Pawła VI rozpętała się w Kościele po II Soborze Watykańskim, nie tylko okazało się, że Kościół przez wieki bezsensownie nakazywał kapłanom przestrzeganie wyżej opisanego przepisu, ale również przez wiele stuleci nie dostrzegał tego, co dla protestantów już dawno temu było naturalnym, czyli faktu, że Komunię Św. można, a niekiedy wręcz należy przyjmować na rękę.
A co z partykułami, a więc maleńkimi cząsteczkami Ciała Pańskiego, które w wyniku takich działań bez najmniejszych wątpliwości ulegają profanacji? Któż w dobie „nowej wiosny Kościoła” przejmowałby się takimi szczegółami... Przecież Pan Bóg - jak powiedzą – nie jest aptekarzem, a człowiek ma swą wielką godność, która sprawia, że ręka nie jest mniej godną częścią ciała niż język.
Czy jednak zmysł katolicki pozwala nam uznać takie postawy za słuszne, a wytłumaczenia za logiczne? Nie jest przecież możliwym, aby jednocześnie słuszną była zawarta w tradycyjnym rycie troska o Najświętszy Sakrament, nakazująca kapłanom zachowywanie najwyższej ostrożności w kontaktach z Ciałem Pańskim, oraz pozbawione takich zabezpieczeń, de facto nonszalanckie traktowanie Najświętszej Eucharystii w rycie posoborowym. Nie jest możliwe, aby przyjmowanie Komunii Świętej na rękę przez świeckich, które od wieków było zakazane jako prowadzące do profanacji, nagle stało się rzeczą dozwoloną i wzniosłą, bo tak powiedział taki czy inny reformator.
W związku z tym rodzi się jeszcze jedno ważne pytanie: czy ryt Mszy Św. zezwalający na praktyki, które nie dość że są sprzeczne z Tradycją, to prowadzą do profanacji i zaniku wiary w realną obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii, jest rytem godnym Najwyższego Boga, a ja powinienem w nim uczestniczyć?
Może i dla mnie przyszedł już czas na ważną DECYZJĘ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz