31 sty 2021

O ochronie życia nienarodzonych z dwóch perspektyw

 


Kilka uwag w kontekście wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie tzw. aborcji eugenicznej i niebywałej furii, która opanowała pewne środowiska po jego ogłoszeniu.

I. Perspektywa prawa naturalnego
Nie trzeba być katolikiem ani nawet osobą wierzącą, aby wiedzieć, iż:

1. Faktem a nie interpretacją jest to, że życie człowieka rozpoczyna się w momencie poczęcia.
2. Elementarna zasada prawa naturalnego głosi, iż nie można krzywdzić, a tym bardziej mordować niewinnych ludzi.
Już na gruncie samych tych zasad można łatwo dowieść, iż zabijanie nienarodzonego człowieka, choćby był on nieuleczalnie chory, jest czynem wewnętrznie złym i nie może być usprawiedliwione cierpieniem jakiejkolwiek osoby trzeciej, w tym wypadku rodziców. Z natury nie mają oni po prostu prawa pozbawiać życia swojego chorego dziecka, tak samo jak nie posiada tego prawa np. osoba, która przez lata zmuszona jest opiekować się znajdującym się w stanie wegetatywnym swym bliskim.

II. Perspektywa katolicka
Dla katolika powyższe dowodzenie, rzecz jasna właściwe i pożyteczne, nie powinno być jednak ani jedynym, ani najważniejszym argumentem w omawianym temacie.
W katechizmie katolickim św. Piusa X znajdujemy następujące punkty:

„Pytanie: Kiedy należy ochrzcić nowonarodzone dzieci?
Odpowiedź: Nowonarodzone dzieci należy ochrzcić jak najszybciej po narodzeniu.
Pytanie: Dlaczego potrzebny jest taki pośpiech przy chrzcie dzieci?
Odpowiedź: Pośpiech ten jest potrzebny, gdyż w ich wieku są one narażone na liczne zagrożenia życia, a bez chrztu nie mogą być zbawione.”

W tej perspektywie sprawa życia i urodzenia nawet bardzo chorego dziecka nabiera zupełnie innego wymiaru. Nikt nie kwestionuje faktu, iż cierpienia rodziców dziecka, które krótko po urodzeniu prawdopodobnie umrze, są trudne do opisania. Dla katolickich rodziców takiego dziecka nieporównywanie górujące nad tym cierpieniem powinny być jednak miłość do niego i pragnienie jego zbawienia.
Wiedząc o tym, że choćby krótkie życie poza łonem matki daje możliwość ochrzczenia dziecka i otworzenia tym samym dla niego bramy nieba, katolicki rodzic zrobi wszystko co w jego mocy, aby zapewnić swemu dziecku to największe i nieporównywane z jakimkolwiek innym dobro, choćby musiał przy tym podjąć największe ofiary.
W perspektywie wieczności życie ludzkie na ziemi i towarzyszące mu cierpienia trwają krótko. Szczęście wieczne w niebie dla tych, którzy w życiu dochowują wierności Panu Bogu nie będzie miało kresu.

Przedpoście

 


Od dzisiejszej niedzieli Kościół katolicki obleka swoich kapłanów, sprawujących Najświętszą Ofiarę, w szaty liturgiczne koloru fioletowego, a z Mszy Świętej znikają radosne śpiewy Gloria oraz Alleluja. Właśnie dziś rozpoczynają się bowiem w Kościele przygotowania do świąt Zmartwychwstania Pańskiego, które inauguruje trwający 17 dni i kończący się we wtorek przed Środą Popielcową czas zwany Przedpościem.

Liturgia Przedpościa ostatecznie ukształtowała się na przełomie VI i VII w. za pontyfikatu papieża Grzegorza Wielkiego. W skład tego okresu wchodzą trzy, bogate w treść i symbolikę niedziele:

* Niedziela Siedemdziesiątnicy (łac. Septuagesima), inaugurująca Przedpoście i przypadająca w siódmym dziesiątku dni przed Wielkanocą.

* Niedziela Sześćdziesiątnicy (łac. Sexagesima), przypadająca w szóstym dziesiątku dni przed Wielkanocą.

* Niedziela Pięćdziesiątnicy (łac. Quinquagesima), przypadająca w piątym dziesiątku dni przed Wielkanocą.

W dawniejszych wiekach właśnie w okresie, w którym obecnie obchodzimy Przedpoście, rozpoczynano w Kościele, zwłaszcza w zakonach, post przed świętami wielkanocnymi. Śladami tradycji, w której w poszczególnych tygodniach Przedpościa rezygnowano ze spożywania określonych rodzajów pożywienia są polskie ludowe nazwy niedziel tego okresu: Niedziela Starozapustna, Niedziela Mięsozapustna oraz Niedziela Zapustna, inaczej jeszcze zwana Syrozapustną.

Choć już od XIII wieku katolików formalnie nie obowiązuje zachowanie postu w tym okresie liturgicznym, to jednak Kościół do dziś poprzez swoją liturgię i duch Przedpościa wzywa nas do przejęcia się duchem pokuty. Stąd „w jego świątyniach panuje już mimo zgiełkliwych zabaw czasu [karnawału] poważniejszy nastrój. Kościół Święty pragnie bowiem pouczyć nas, abyśmy, przejąwszy się duchem jego, zrozumieli znaczenie i powagę zbliżającego się Wielkiego Postu i poczęli już w tych dniach przygotowywać serca swoje na owe wielkie dni skupienia i skruchy, a nie dopiero od Środy Popielcowej” („Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego”).

Znakomicie koresponduje z tymi słowami lekcja z Niedzieli Siedemdziesiątnicy, w której św. Paweł porównuje staranie się o własne zbawienie z zawodami sportowymi. Wielki Post jest corocznie w życiu katolika czasem szczególnych zmagań, w którym powinniśmy z całych sił wytężać wszystkie swoje siły duchowe, aby nie tylko godnie uczcić pamiątkę Zmartwychwstania Pańskiego, ale również stale postępować w dążeniu do świętości. I tak samo jak w przypadku zawodów sportowych ich uczestnik nie przystępuje do nich bez należytego wcześniejszego przygotowania, tak chrześcijanin powinien dobrze przygotować się do wielkopostnej walki duchowej. Daną nam do tego okazją jest właśnie okres Przedpościa. Wtedy to mamy czas aby zbadać swoje główne wady i grzechy, przemyśleć środki jakich użyjemy w walce z nimi oraz zacząć zaprawiać się w przyjętych postanowieniach. Tak przygotowani wkraczając w Wielki Post mamy dużą szansę, iż podjęta przez nas walka duchowa zbliży nas do upragnionego celu naszych ziemskich zmagań.


29 sty 2021

Dzień islamu czyli w odmętach absurdu

 


Z okazji obchodzonego dziś przez Kościół posoborowy w Polsce dnia islamu, wszystkim miłośnikom całowania Koranu (na wzór Jana Pawła II), a także hierarchom zachęcającym katolików, aby „spotykając się w duchu wolności [z muzułmanami], żywiąc wzajemny szacunek, zachowując też postawę pokory wobec prawdy religijnej, której ludzie nie stanowią, ale na nią się otwierają i ją odkrywają, byli także gotowi na zmianę swych poglądów i postaw”*, dedykuję poniższe sury Koranu:

„Powiadali: «Zabiliśmy Mesjasza, Jezusa, syna Marii, Posłańca Allacha», podczas gdy nie zabili go ani nie spowodowali jego śmierci na krzyżu, on bowiem tak tylko wyglądał, jak ktoś ukrzyżowany” (Koran 4, 157)
„Nie uwierzyli ci, którzy powiedzieli: "Zaprawdę, Bóg - to Mesjasz, syn Marii!" A Mesjasz powiedział: "Synowie Izraela! Czcijcie Boga, mojego Pana i waszego Pana!" Oto, zaprawdę, kto daje Bogu współtowarzyszy, temu Bóg zabronił wejścia do Ogrodu! Jego miejscem schronienia będzie ogień” (Koran 5, 72)

Być katolikiem i twierdzić, że religia Mahometa:
- która od wieków tamuje drogę do poznania prawdy i zbawienia dla miliardów ludzi,
- której główną prawdą wiary jest zaprzeczenie dogmatowi Trójcy Przenajświętszej,
- której wyznawcy odpowiadają za śmierć niezliczonej ilości chrześcijan,
jest godna szacunku i należy raczej widzieć jej dobra niż braki, to zupełnie wyzbyć się zdrowego rozsądku albo wyznawać wiarę inną niż katolicka.

Katolik, widząc w islamie religię fałszywą i wiodącą na zatracenie jego wyznawców, modli się słowami niezmienionego przez zwolenników dialogu i ekumenizmu Aktu wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu:
„Królem bądź tych wszystkich, którzy jeszcze błąkają się w ciemnościach pogaństwa albo islamizmu i racz ich przywieźć do światła i Królestwa Bożego”.


* Cytat z zapowiedzi XXI Dnia Islamu autorstwa bp. Henryka Ciereszko

25 sty 2021

Cześć Boża w liturgii Mszy Świętej

 



Tradycyjna liturgia Mszy Świętej pełna jest słów i znaków, które wyraźnie przekazują katolicką doktrynę eucharystyczną i zabezpieczają kult Boży przed popełnieniem w jego sprawowaniu jakiejkolwiek niestosowności. Jednym z najbardziej wymownych tego typu zachowań jest fakt, iż odprawiający Mszę Świętą kapłan od momentu konsekracji chleba, aż do następującej po Komunii Św. puryfikacji naczyń świętych, poza momentami, gdy dotyka Hostii, cały czas trzyma złączone palce wskazujące i kciuki obu rąk, a więc palce, którymi dotykał Ciała Pańskiego.

Wynika to z katolickiej wiary w rzeczywistą obecność Naszego Pana Jezusa Chrystusa pod każdą, nawet najmniejszą postacią eucharystycznego chleba, a za cel ma zabezpieczenie Najświętszego Sakramentu przed profanacją, która mogłaby mieć miejsce w sytuacji, gdyby kapłan po dotknięciu Ciała Pańskiego dotykał tymi samymi palcami również innych rzeczy. Innymi słowy chodzi o to, aby pozostałe na palcach kapłana maleńkie cząstki Hostii Świętej np. nie upadały na podłogę czy też by nie były pozostawiane gdziekolwiek.

Praktyka taka od wieków zachowywana była, zgodnie z rubrykami mszalnymi, przez wszystkich kapłanów rytu rzymskiego. Dziś zachowują ją jednak praktycznie tylko ci, nieliczni w skali Kościoła kapłani, którzy pozostali wierni Mszy Św. Wszechczasów. Co takiego wydarzyło się po drodze, że cała reszta duchowieństwa katolickiego albo w ogóle nie słyszała o tej praktyce, albo – zgodnie z wytycznymi swoich przełożonych – traktuje ją jako niepotrzebną i łamiącą jedność liturgiczną?

Otóż na fali rewolucji liturgicznej, która pod przewodem Pawła VI rozpętała się w Kościele po II Soborze Watykańskim, nie tylko okazało się, że Kościół przez wieki bezsensownie nakazywał kapłanom przestrzeganie wyżej opisanego przepisu, ale również przez wiele stuleci nie dostrzegał tego, co dla protestantów już dawno temu było naturalnym, czyli faktu, że Komunię Św. można, a niekiedy wręcz należy przyjmować na rękę.

A co z partykułami, a więc maleńkimi cząsteczkami Ciała Pańskiego, które w wyniku takich działań  bez najmniejszych wątpliwości ulegają profanacji? Któż w dobie „nowej wiosny Kościoła” przejmowałby się takimi szczegółami... Przecież Pan Bóg -  jak powiedzą – nie jest aptekarzem, a człowiek ma swą wielką godność, która sprawia, że ręka nie jest mniej godną częścią ciała niż język.

Czy jednak zmysł katolicki pozwala nam uznać takie postawy za słuszne, a wytłumaczenia za logiczne? Nie jest przecież możliwym, aby jednocześnie słuszną była zawarta w tradycyjnym rycie troska o Najświętszy Sakrament, nakazująca kapłanom zachowywanie najwyższej ostrożności w kontaktach z Ciałem Pańskim, oraz pozbawione takich zabezpieczeń, de facto nonszalanckie traktowanie Najświętszej Eucharystii w rycie posoborowym. Nie jest możliwe, aby przyjmowanie Komunii Świętej na rękę przez świeckich, które od wieków było zakazane jako prowadzące do profanacji, nagle stało się rzeczą dozwoloną i wzniosłą, bo tak powiedział taki czy inny reformator.

W związku z tym rodzi się jeszcze jedno ważne pytanie: czy ryt Mszy Św. zezwalający na praktyki, które nie dość że są sprzeczne z Tradycją, to prowadzą do profanacji i zaniku wiary w realną obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii, jest rytem godnym Najwyższego Boga, a ja powinienem w nim uczestniczyć?

Może i dla mnie przyszedł już czas na ważną DECYZJĘ.

15 sty 2021

Dialogi na dzień judaizmu

 



W najbliższą niedzielę Kościół w Polsce kolejny już raz obchodzić będzie tzw. dzień judaizmu.

Z tej okazji warto przypomnieć, jak bardzo niezgodne z doktryną katolicką jest nauczanie Kościoła posoborowego w kwestii stosunku do judaizmu.

Zobrazowaniu tego niech posłuży forma dwóch krótkich dialogów…


Wiara posoborowa a judaizm

- Po co ustanowiono w Kościele katolickim dzień judaizmu?

- „Chodzi o uświadomienie i przypomnienie, że dialog jest naturalną potrzebą współistnienia i drogą prowadzącą do wzajemnego poznawania siebie i okazywania sobie szacunku. Z niewiedzy i ignorancji wynika wiele nieporozumień i uprzedzeń.”*

 - To prawda. Jednak nie trzeba chyba tworzyć dni dialogu z kimkolwiek aby zrozumieć, na jakich zasadach opierają się relacje międzyludzkie?

- Tutaj chodzi również o coś więcej. „Dzień Judaizmu jest też okazją do przybliżenia katolikom w naszym kraju religii żydowskiej i to nie tylko w wymiarze historycznym. Wspólna refleksja nad sensem egzystencji i wiarą z perspektywy chrześcijańskiej i judaistycznej może się przyczynić do wzajemnego ubogacenia”.

- Ale judaizm to przecież inna religia, która nie uznaje nawet Bóstwa Pana Jezusa?

- Owszem, jednak papieże ery dialogu odkryli, iż Żydzi są naszymi starszymi braćmi w wierze, a Kościół „uznaje i docenia duchowe skarby narodu żydowskiego oraz jego religijne świadectwo składane Bogu”.

- Skoro tak jest, to czy wyznawcy judaizmu powinni w ogóle nawracać się na chrześcijaństwo?

- Nikt im tego nie zabrania.

- Ale czy Kościół  w wymiarze instytucjonalnym im w tym pomaga?

- Byłoby to niezgodne z duchem Soboru Watykańskiego II. Nasze relacje z Żydami nie mogą prowadzić do „pomieszania naszej wzajemnej tożsamości  jako ludzi wierzących” oraz muszą być wolne od „cienia podejrzenia o prozelityzm”. Stąd Papieska Rada ds. Jedności Chrześcijan w 2015 r. jasno zadeklarowała, że Kościół wyłącza wyznawców judaizmu spośród tych, do których kieruje nauczanie Chrystusa.

- Czy nie jest to jednak niezgodne z tym, co Kościół nauczał wcześniej?

 - Być może, czyż jednak nauczanie Pana Jezusa również nie było nowością dla współczesnych? Kościół nieustannie na nowo przeżywa doświadczenie swej wiary. Nie możemy przy tym zapominać, że nawet ponad tym, co po ludzku nazywamy zdrowym rozsądkiem i zasadami logicznego myślenia jest Duch, który wieje kędy chce…


* Słowa ujęte w cytaty w tym fragmencie są dosłownymi, lub niemal dosłownymi słowami hierarchów kościelnych.

 

Wiara katolicka a judaizm

- Czy chrześcijańska miłość bliźniego obejmuje również współczesnych wyznawców judaizmu?

- Oczywiście, że tak.

- W czym powinna  się ona zwłaszcza wyrażać?

- W pragnieniu ich nawrócenia , gdyż – jak nauczał Sobór Florencki – Żydzi „nie mogą dostąpić żywota wiecznego; lecz pójdą w ogień wieczny, który zgotowany jest diabłu i aniołom jego, jeżeli przed końcem życia nie będą przyłączeni do [Kościoła katolickiego]”, a to właśnie zbawienie jest najwyższym dla człowieka dobrem.

- Skąd wynikają tak stanowcze słowa?

- Wynikają wprost z nauczania Pana Jezusa, który rzekł: „Kto nie czci Syna, nie czci Ojca, który go posłał” (J 5 ,23).

- Czy na pewno możemy jednak odnieść te słowa również do narodu niegdyś wybranego przez Boga za swój lud?

- Z pewnością tak, gdyż Pan Jezus wyraźnie powiedział do Apostołów: „Idąc na cały świat, opowiadajcie ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15-16).

- Jak więc Kościół od wieków realizuje ten nakaz w stosunku do Żydów?

- Po pierwsze żarliwie modli się o ich nawrócenie, prosząc, aby „Bóg i Pan nasz zdjął zasłonę z ich serc, by i oni poznali Jezusa Chrystusa, Pana naszego”. Po drugie, usilnie stara się czynić wszystko, aby również do nich dotarła Dobra Nowina i aby „poznawszy światło prawdy, którą jest Chrystus, z ciemności swych zostali wybawieni”.

- Czy to dążenie może kiedyś ulec zmianie?

-  Nie może, gdyż Kościół nie ma prawa zmieniać nauki i nakazów Pana Jezusa. Niemożliwe jest również, aby kierowany przez Ducha Świętego Urząd Nauczycielski Kościoła przez wieki mylił się w tak zasadniczej dla zbawienia ludzi sprawie. Bóg nie może zaprzeczać sam sobie.


8 sty 2021

Ołtarz czy stół?



W ogłoszonej w 1947 r. encyklice Mediator Dei papież Pius XII, wymieniając błędne poglądy na temat katolickiej liturgii, stwierdzał m.in., iż:

„błądzą ci, którzy chcą ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu”.

Dziewięć lat później, podczas Międzynarodowego Kongresu Liturgicznego, ten sam papież nauczał, że:

„oddzielenie tabernakulum od ołtarza to oddzielenie dwóch rzeczy, które z natury winny pozostać złączone”.

Istnieje wiele racji, które mogły skłonić papieża Piusa XII do zajęcia stanowiska krytycznego wobec postawienia w prezbiterium ołtarza-stołu, oddzielenia go od tabernakulum i odwrócenia kapłana „twarzą do ludu”. Działania takie są bowiem nie tylko sprzeczne z tradycją liturgiczną Kościoła powszechnego, ale również w praktyce prowadzą choćby do koncentrowania liturgii na relacji kapłan–zgromadzenie, czy też spychania na drugi plan w sprawowanych obrzędach rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie (częsty brak przyklęknięć przed tabernakulum kapłana odwróconego do niego plecami, umiejscawianie tabernakulum z boku ołtarza lub w mniej eksponowanych miejscach kościoła).

Nie od rzeczy będzie w tym miejscu również zaznaczenie, iż postulowane przez nowinkarzy liturgicznych, a uznane za błędne przez Piusa XII umiejscowienie ołtarza „versus populum”, niebezpiecznie kierowałoby liturgię katolicką i całą jej teologię w stronę potępionego przez papieży protestantyzmu. Nie kto inny bowiem jak negujący przebłagalny charakter Ofiary Mszy Św. i rzeczywistą obecność Pana Jezusa w sakramencie Eucharystii XVI-wieczni protestanci zastąpili katolickie ołtarze stołami, za którymi stanął zwrócony twarzą do ludu pastor-minister.

Teologowie protestantyzmu doskonale zdawali sobie przy tym sprawę, iż zastąpienie ołtarzy stołami nie było pewną błahostką liturgiczną, lecz wprost wynikało z ich sprzecznej z katolicką teologii. Świadectwem tego są choćby słowa jednego z liderów reformacji w XVI-wiecznej Anglii:

„Ołtarz jest bowiem dla składania na nim ofiary: stół zaś służy ludziom, którzy przy nim jedzą. Po co zaś przychodzimy zbliżając się do Stołu Pańskiego? Aby ofiarować Chrystusa na nowo, aby go na nowo krzyżować, czy aby karmić się nim, który raz tylko został za nas ukrzyżowany i ofiarowany? Jeśli przychodzimy by karmić się Nim, duchowo spożywać Jego ciało i duchowo pić Jego krew, co jest właściwym sensem Wieczerzy Pańskiej, wówczas nikt nie może zaprzeczyć, że forma stołu bardziej jest stosowana niż forma ołtarza.”*

Pontyfikat papieża Piusa XII zakończył się w roku 1958. Po upływie zaledwie kilku lat po Jego śmierci wydarzyła się w Kościele katolickim rzecz niebywała. Oto papież Paweł VI najpierw w 1964 r. zalecił, a w 1969 r. ogłaszając swoją nową liturgię stwierdził, iż ołtarze mają przybrać kształt stołów, na których nie ma już miejsca na tabernakulum, a kapłan sprawujący nową liturgię ma być zwrócony twarzą do ludu. Zalecił więc tym samym dokładnie to, co Pius XII uznał za błędne!

Wobec tej sprzeczności i bardzo bliskiej przestrzeni czasowej obu pontyfikatów nie jest możliwym, aby obaj ci papieże mieli jednocześnie rację. Albo właściwym jest stanowisko Piusa XII, który bronił utrzymania tradycyjnej i sięgającej starożytności orientacji ołtarzy katolickich. Albo też rację ma Paweł VI, który kierując się nową teologią uznał za właściwe upodobnić katolickie ołtarze do stołów w zborach protestanckich.

Żaden katolik, dostrzegając takie sprzeczności, nie powinien uciszać swego sumienia tłumacząc sobie, że takie kwestie to nie jego problem, gdyż „tak postanowił papież”. Jak bowiem pisze ks. Jacek Bałemba:

„Związanie się wyłącznie, dożywotnio i nieodwołalnie z katolickim kultem – Mszą Świętą w rycie rzymskim – nie jest kwestią subiektywistycznej opcji przesadzonej, lecz kwestią katolickiej wierności”.


* Cytat za M. Davies, „Zniszczenie Mszy Świętej czyli Godly Order Cranmera”

** Na zdjęciu katedra Notre Dame w Paryżu po pożarze i bardzo wymowny obraz. Katolicki ołtarz trwa niewzruszenie, posoborowy stół zniszczony w zgliszczach.