19 sty 2022

Dzień judaizmu. Czy to powrót do źródeł i szansa na ewangelizację?

 


17 stycznia hierarchia Kościoła posoborowego w Polsce już po raz 25. obchodziła tzw. Dzień Judaizmu w Kościele katolickim. Z okazji tego wydarzenia „dzieci Soboru” na czele ze swymi pasterzami w sielankowej atmosferze dialogowały więc z wyznawcami judaizmu, wzajemnie poklepywali się po plecach i modlili się, pragnąc tym samym dać przykład otwartości na inne religie, która – jak sami muszą przyznać – nie jest w zadowalającym dla nich stopniu zaimplementowana w życiu polskich parafii.
Z okazji tego wydarzenia przewodniczący Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem Konferencji Episkopatu Polski, bp Rafał Markowski, wygłosił krótkie wprowadzenie w tegoroczne obchody Dnia Judaizmu, w których zawarł idee przyświecające tej inicjatywie oraz podjął się próby jej obrony wobec krytycznych wobec niej głosów. Spójrzmy więc co ma do zaoferowania katolikom bp Markowski promując dialogowanie z żydami i zastanówmy się, czy zaprezentowania przez niego wizja jest rozsądna oraz spójna z Ewangelią i tradycyjnym nauczaniem Kościoła.

Judaizm powrotem do źródeł?

Odpowiadając na pytanie o powody ustanowienia i obchodzenia od ćwierćwiecza Dnia Judaizmu bp Markowski wyraźnie podkreśla, iż obchody te pozwalają katolikom posoborowym „uświadomić sobie, gdzie są korzenie chrześcijaństwa”. Następnie, przywołując postać ojca wierzących – Abrahama oraz przypominając, iż „zaczątki wiary Kościoła pojawiają się już u patriarchów, u Mojżesza i proroków”, a Objawienie Starego Testamentu otrzymaliśmy niejako od Żydów, konkluduje, iż „w ten sposób widzimy, gdzie leży źródło z którego wypływa chrześcijaństwo. Potrzeba powrotu do tego źródła jest o tyle istotna i ważna, iż stanowi pogłębienie i odświeżenie naszej wiary”.
Z pozoru takie słowa mogą wydać się słuszne i roztropne, wszak czymś nader pożądanym w życiu człowieka jest poznawać swoje korzenie oraz dziedzictwo przeszłych pokoleń. Aby jednak uznać obchody Dnia Judaizmu za wyraz owego powrotu do źródeł należy przyjąć, iż współczesny judaizm jest religią tożsamą z religią Żydów Starego Przymierza. Czy jest tak jednak w istocie?
Najważniejszą cechą religii wyznawanej przez Żydów przed przyjściem Chrystusa Pana było z pewnością to, iż była ona wówczas jedyną prawdziwą i opartą na Bożym Objawieniu religią. Bóg zawierając przymierze z Abrahamem, następnie dając przykazania Mojżeszowi i przez wieki kierując narodem żydowskim uczynił ze starotestamentalnego Izraela lud, w którym do czasu przyjścia na świata Odkupiciela miała być zachowana wiara w prawdziwego i jedynego Boga. W zasadzie plemienna i zawierająca wiele symboli rzeczywistości, która miała dopiero nadejść, religia żydowska była jednak w planie Bożym etapem przejściowym i czekała swego wypełnienia w osobie Mesjasza – Syna Bożego oraz w zapoczątkowanym przez Niego dziele zbawienia ludzkości. Owo wypełnienie Starego Testamentu dokonało się w momencie Wcielenia Jezusa Chrystusa, który poprzez swoją śmierć odkupił wszystkich ludzi i ustanowił Nowy Izrael – Kościół katolicki, który jako jedyny w autorytecie Bożym przekazuje ludziom Objawienie Boże i udziela środków pomocnych do zbawienia. Niestety wielu spośród Żydów wbrew wyraźnym znakom i cudom odrzuciło Jezusa Chrystusa jako Mesjasza, wzgardziło Jego nauką i ustanowionym przez Niego Kościołem. W tym sposób, pozostając zaślepionymi na Bożą prawdę, kontynuowali tradycje religijne swego narodu, odcinając się tym samym od asystencji Ducha Świętego i tracąc prawo do określania swej religii jako religii Bożej. Wymownym symbolem kresu religii Starego Testamentu było zburzenie świątyni jerozolimskiej w r. 70 i ustanie składnia przepisanych w prawie mojżeszowym ofiar, który to stan trwa wśród Żydów po dziś dzień.
Taka jest właśnie geneza współczesnego judaizmu, w dialogu z którym współcześni modernistyczni biskupi upatrują szansy na „powrót do źródeł chrześcijaństwa”. Jak widzimy, judaizm w istocie nie jest jednak religią tożsamą z religią Żydów Starego Przymierza. Co więcej, odrzucając Syna Bożego Jezusa Chrystusa i tkwiąc w ogromnym błędzie wciąż upatrując zapowiadanego w Starym Testamencie Mesjasza, współcześni żydzi nie mają najmniejszego autorytetu aby objaśniać katolikom Pisma oraz być tymi, którzy mogliby dać nam w wierze coś, czego już nie posiadamy. Jako uczniowie Chrystusa mamy wszak nauczanie Pana Jezusa i Nowy Testament, który będąc słowem Bożym wyjaśnia nam wiele z proroctw i zapowiedzi Starego Testamentu. Jako członkowie Kościoła mamy również głosy jego Magisterium oraz świętych Ojców i Doktorów Kościoła, które na wieki dały wszystkim wierzącym jasną wykładnię Pisma Świętego, w tym Starego Testamentu, który jako część Objawienia Bożego jest współcześnie powierzony przez Boga Kościołowi katolickiemu.
W kontekście Dnia Judaizmu możemy również, nieco sarkastycznie zapytać, czy bp Markowski w ramach „powrotu do źródeł” ma zamiar wraz z żydami studiować księgę, na której w dużej mierze opiera się religia współczesnych żydów, czyli Talmud. Na zachętę przytoczmy – za badaczem Talmudu, ks. J.B. Pranajtisem („Chrześcijanin w Talmudzie”), pewien „ciekawy” fragment tej księgi: „Księga Zohar uczy, że Jezus zdechł jak zwierzę i został pogrzebany w owej <„kupie nieczystości, na której leżą porzucone zdechłe psy i zdechłe osły i gdzie są pochowani synowie Ezawa (chrześcijanie) i Ismaela (Turcy), także Jezus i Mahomet, nieobrzezany i nieczysty, którzy są psami zdechłemi, zostali w niej pogrzebani>".

Dni judaizmu szansą na ewangelizację?

Dziwiąc się, że wśród katolików pojawiają się głosy krytyczne wobec Dnia Judaizmu bp Markowski stwierdza: „Dialog międzyreligijny prowadzony w prawdzie i w szczerości, z szacunkiem i pokorą, zawsze pomaga nam wskazać co nas łączy i co nas dzieli, ale jednocześnie uświadomić sobie naszą własną tożsamość i siłę Ewangelii. A zatem jeżeli mamy spełniać i realizować wezwanie Chrystusa „idźcie i głoście”, to jak mamy je czynić, jeżeli nie poprzez dialog ze światem i religiami niechrześcijańskimi”.
Słysząc odwoływanie się bp Markowskiego do wezwania misyjnego Pana Jezusa i wiedząc, jaką formę przybierają Dni Judaizmu, rodzi się jednak spostrzeżenie, że bp Markowski albo niebywale „grzeszy” naiwnością, albo też zupełnie opacznie rozumie słowa Ewangelii. Przyjmując bowiem, iż celem Dni Judaizmu ma być nauczanie Żydów prowadzące do ich nawrócenia i ochrzczenia (Mk 16, 15-16) wydaje się absurdem, iż katolicka strona tych dni dialogu robiąc w ich czasie wiele, począwszy od nazywania żydów starszymi braćmi w wierze, poprzez podkreślanie bogactw religii żydowskiej na wspólnych modlitwach kończąc, nigdy jednak nie zrobi jednego: nie próbuje wykazać żydom prawdziwości posłannictwa Chrystusa i konieczności nawrócenia na religię katolicką. Cóż to bowiem za głoszenie, które pomijając trudne i mogące rodzić opór kwestie podkreśla to co wspólne i poprzez swoją postawę raczej utwierdza drugą stronę w jej błędnych przekonaniach?
Postać rzeczy zmienia się jednak w momencie, jeśli głoszenie niechrześcijanom o którym mówi bp Markowski nie jest wcale wezwaniem do ich nawrócenia, lecz prowadzącą do wzajemnego ubogacania prezentacją swojej postawy religijnej. W tej optyce „głosić Ewangelię” nie znaczy „nawracać” lecz prezentować swój punkt widzenia i doświadczenia religijne dając innym szansę zaczerpnięcia z nich, oczekując jednocześnie od drugiej strony tego samego.
Skonsternowany katolik może w tym miejscu zapewne stwierdzić, iż nie godzi się przypisywać katolickim biskupom takich właśnie intencji. Aby więc przekonać się, iż nie tylko polscy biskupi, ale cały posoborowy Kościół dialogując z żydami oficjalnie wyrzekł się ich instytucjonalnego nawracania, wspomnijmy opublikowany 11 XII 2015 r. dokument Komisji ds. Stosunków z Żydami Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, w którym bezpośrednio stwierdzono, iż Kościół nie prowadzi ani nie zachęca do żadnej instytucjonalnej misji skierowanej konkretnie do Żydów, co wynika z tego, iż są oni rzekomo „nosicielami Słowa Bożego” (B. Huculak, "Watykan dzisiaj"). Jest to zresztą pokłosie wcześniejszej posoborowej teologii, pod wpływem której w wielkopiątkowych modlitwach za żydów Kościół posoborowy nie modli się już za ich nawrócenie, lecz prosi Boga, „aby pomógł im wzrastać w miłości ku Niemu i w wierności Jego przymierzu” oraz aby „lud, który niegdyś był narodem wybranym, mógł osiągnąć pełnię odkupienia”.
Problem w tym, iż dialogowania z żydami przy jednoczesnym wyrzeczeniu się prowadzenia wobec nich akcji misyjnej nie da się w żaden sposób pogodzić ani ze słowami Pana Jezusa, na które – jak na ironię – powołuje się właśnie bp Markowski: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk16, 15-16). Postawa posoborowej hierarchii jest również niezgodna z nieomylnym nauczaniem Kościoła, który choćby na Soborze Florenckim orzekł, iż trwanie w religii żydowskiej stanowi bezpośrednią przeszkodę do osiągnięcia zbawienia.

Czy istnieje alternatywa?

Odrzucając ową niekatolicką postawę wróćmy jednak na koniec do wątpliwości bp. Markowskiego, który retorycznie pytał, w jaki inny niż dialogowanie sposób mielibyśmy realizować wezwanie Chrystusa do głoszenia Ewangelii? Odpowiedź na to pytanie wydaje się dość prosta: czerpać z tego co zawsze czynił Kościół, wykorzystując przy tym – na wzór św. Maksymiliana Kolbe – wszelkie godziwe i możliwe do wykorzystania środki do niesienia światła Ewangelii. Nikt nie zabrania przecież biskupom ustanowienia choćby dnia modlitw o nawrócenie żydów, nikt nie powstrzymałby ich przed głoszeniem „w porę i nie w porę” konieczności porzucenia błędnych religii i przynależności do Kościoła, nie kto inni jak oni mają również niebywałe możliwości ku temu, aby organizować choćby tematyczne konferencje i debaty apologetyczno-ewangelizacyjne, które – biorąc pod uwagę współczesne możliwości – mogłyby przez lata trafiać do wielu niechrześcijan szczerze szukających Boga. Łaska Boża z pewnością działałaby wówczas w wielu duszach cuda i prowadziła je do Chrystusa. Dlaczego tego nie robią? Odpowiedź wydaje się niestety tak samo prosta, jak i przerażająca: wyznawana przez nich, zrodzona na Soborze Watykańskim II religia nie jest tożsama z religią katolicką….

2 sty 2022

Msza sprotestantyzowana? Porównanie Nowej Mszy z obrzędem anglikańskim i tradycyjną Mszą rzymską




Odprawiana przez bez mała wszystkich kapłanów rzymskokatolickich posoborowa Msza Pawła VI jest liturgią sprotestantyzowaną, a więc taką, która oddalając się od tradycyjnej liturgii rzymskiej została upodobniona do wzorców heretyckich-protestanckich. Słysząc takie sformułowanie wielu kapłanów i wiernych Nowej Mszy uznałoby je z pewnością za niezgodne z rzeczywistością i przesadzone.

Spójrzmy więc jak owa rzeczywistość wygląda i porównajmy najbardziej rzucające się w oczy obrzędy Nowej Mszy z odpowiadającymi im współczesnymi obrzędami liturgii powstałego w dobie reformacji tzw. Kościoła Anglii oraz tradycyjną liturgią rzymską.

Za punkt odniesienia niech posłużą dwie liturgie odprawiane w okresie Świąt Wielkanocnych: protestancka – odprawiana przez honorowego zwierzchnika anglikanów, „arcybiskupa” Canterbury Justina Welby oraz posoborowa – sprawowana przez papieża Franciszka. Zdjęcia z tradycyjnej liturgii katolickiej pochodzą natomiast z Mszy Św. odprawianej w seminarium duchownym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w szwajcarskim Écône.

I. Ołtarz

W służącej obecnie anglikanom katedrze kanterberyjskiej ołtarz posiada kształt stołu, rzecz jasna nie jest związany z tabernakulum, zaś jego orientacja ma służyć odprawianiu obrzędów w stronę ludu.


Dokładnie takiego samego typu ołtarz został urządzony w watykańskiej Bazylice Św. Piotra. Jedyną widoczną różnicą jest krzyż umieszczony na ołtarzu w Bazylice. Element ten nie jest jednak obligatoryjny i jest nieobecny na większości posoborowych ołtarzy-stołów.


Tradycyjny ołtarz w kościele katolickim wygląda zgoła inaczej: jest na nim umiejscowione tabernakulum i krzyż, zaś kapłan odprawia Mszę Św. zwrócony, podobnie jak lud, „versus Deum”.


II. Początek nabożeństwa

Zarówno obrzęd protestancki jak i Msza posoborowa (pomijając okazjonalne okadzenie ołtarza) rozpoczynają się od znaku Krzyża Św. oraz pozdrowienia zgromadzonych. Cały obrzęd anglikański sprawowany jest w języku narodowym. Msza papieska jest odprawiana zasadniczo po łacinie, jednak przeogromna większość nowych Mszy na całym świecie odprawia jest w językach narodowych.



Tradycyjna liturgia katolicka również rozpoczyna się od znaku Krzyża, jednak jest on wstępem tzw. modlitw u stopni ołtarza, które mają być przygotowaniem do godnego złożenia Ofiary Mszy Św. Cała liturgia odprawiana jest zawsze po łacinie.


III. Confiteor

Spowiedź powszechna w Nowej Mszy oraz w nabożeństwie anglikańskim jest odmawiana jeden raz na głos przez celebransa i całe zgromadzenie liturgiczne.



Confiteor w Mszy Wszechczasów jest odmawiane najpierw przez odprawiającego Mszę kapłana, a później przez towarzyszących mu duchowych niższych stopni lub ministrantów.



IV. Lekcja

Czytania z Pisma Św. poza Ewangelią na Mszy posoborowej odczytują, gdy tylko jest taka możliwość, osoby świeckie, w tym kobiety. Podobne zjawisko można zaobserwować w obrzędzie anglikańskim.



Lekcja w Mszy Św. Wszechczasów odczytywana jest zawsze albo przez samego kapłana, albo przez duchownych niższych stopni.


V. Udział kobiet w liturgii

W obrzędzie protestanckim kobiety są również duchownymi na równi z mężczyznami.


Posoborowa reforma liturgiczna nie dopuszczając (póki co?) kobiet do sakramentu kapłaństwa, dopuściła je jednak do wielu posług liturgicznych, z udzielaniem Komunii Św. włącznie.

Katolicka siostra zakonna udzielająca Komunii Św.

Tradycyjna liturgia katolicka wszelkie czynności mające związek z odprawieniem Mszy Św. rezerwuje, zgodnie z Tradycją apostolską, wyłącznie dla mężczyzn.

VI. Śpiew i taniec w liturgii

W czasie omawianego obrzędu z Canterbury występował na chórze zespół gospel, prezentujący przy tym swoisty „taniec liturgiczny”.


Na Mszach posoborowych podobne zjawiska również niekiedy mają miejsce.

Tańce liturgiczne na Mszy w kościele jezuitów w Łodzi

Tradycyjnej liturgii katolickiej zupełnie obce jest pojęcie tańca liturgicznego. Spotkamy na niej za to swoisty dla niej rodzaj śpiewu – chorał gregoriański.


VII. Modlitwa powszechna

Na Mszy posoborowej oraz w obrzędzie anglikańskim po wyznaniu wiary następuje tzw. modlitwa powszechna, której wezwania odczytują również osoby świeckie.



W tradycyjnej liturgii katolickiej nie ma takiej części Mszy Św.. Po Credo rozpoczyna się obrzęd Offertorium.


VIII. Modlitwa eucharystyczna

W Mszy Pawła VI oraz z nabożeństwie anglikańskim modlitwy eucharystyczne, podobnie zresztą jak praktycznie cała reszta obrzędów, są odmawiane głośno.



Kanon tradycyjnej liturgii rzymskiej w całości odmawiany jest po cichu.


IX. Przeistoczenie

Po wypowiedzeniu słów „ustanowienia” duchowny anglikański okazuje wiernym chleb i wino oraz głęboko pochyla się nad symbolami eucharystycznymi.



Po wypowiedzeniu słów konsekracji chleba i wina kapłan sprawujący Nową Mszę najpierw okazuje Ciało i Krew Pańską wiernym, po czym wykonuje przyklęknięcie. Papież Franciszek nie czyni nawet tego, ograniczając się – podobnie jak „arcybiskup” Canterbury – do głębokiego pokłonu.



W Mszy Wszechczasów kapłan po wypowiedzeniu w ciszy słów konsekracji najpierw klęka, następnie okazuje je wiernym, po czym ponownie wykonuje przyklęknięcie.




IX. Komunia Święta

W obrzędzie anglikańskim komunia jest udzielana na ręce komunikującego, który w tym czasie stoi lub klęczy.


W Mszy posoborowej Komunia również może być udzielana, co bardzo często ma miejsce, w taki sam sposób jak u anglikanów z Canterbury.


W Mszy Św. Wszechczasów Komunia Święta jest udzielana wyłącznie do ust komunikującego w pozycji klęczącej.


Podsumowanie

Czy powyższe porównanie oznacza, iż ryt protestancki, w tym wypadku anglikański, jest tożsamy z Mszą posoborową? Oczywiście nie, gdyż Mszał Pawła VI zawiera w swej treści również modlitwy, które – choć opcjonalne i możliwe do zastąpienia innymi – są niemożliwe do zaakceptowania przez protestantów, jak choćby zaadoptowany z tradycyjnej liturgii Kanon Rzymski pod postacią I Modlitwy Eucharystycznej.

Czy jednak widząc tak uderzające podobieństwa między Mszą Pawła VI a liturgią „Kościoła Anglii” w punkach, gdzie tradycyjna liturgia rzymska wygląda zgoła inaczej, możemy mieć wątpliwości co do tego, iż posoborowa reforma liturgiczna była świadomym sprotestantyzowaniem Mszy Św.? 

Ciekawym testem tego, na ile owa próba upodobnienia liturgii katolickiej do obrzędów protestanckich okazała się skuteczna, mógłby być pewien eksperyment. Zastanawiające jest bowiem na której liturgii czułby się bardziej „u siebie” przeciętny katolik uczęszczający wyłącznie na Mszę posoborową: na „eucharystii” odprawianej według wzorców z Canterbury i w tak wielu punkach podobnej do znanej mu Mszy czy też na tradycyjnej liturgii rzymskiej, nijak nie współgrającej z obrzędami protestanckich reformatorów?


******************

Poniżej zamieszczam linki do filmów z których pochodzą prawie wszystkie powyższe ilustracje.





Osoby zainteresowane posoborowymi zmianami w liturgii zapraszam również do zapoznania się z wpisami na ten temat znajdującymi się na niniejszym blogu:



Bractwo Kapłańskie św. Piotra. W pułapce fałszywego posłuszeństwa

 


W ostatnim czasie pojawiły się pogłoski o tym, iż papież Franciszek, po zdecydowanym ograniczeniu sprawowania i rozpowszechniania Mszy Św. Wszechczasów za sprawą Traditionis Custodes, planuje wykonać kolejny krok ku zupełnemu wyrugowaniu z życia Kościoła tradycyjnej liturgii. Następnym etapem tego planu ma być ustanowienie w podległych Rzymowi zgromadzeniach sprawujących tradycyjną liturgię delegatów, których zadaniem byłoby doprowadzenie do przyjęcia przez te wspólnoty liturgii posoborowej.
Informacja ta wywołała poruszenie i larum w wielu mediach przychylnych zachowaniu autentycznej liturgii rzymskiej. Istotnie, działania Franciszka na polu „walki liturgicznej” zasługują na głosy krytyki i największego oburzenia. W kontekście zgromadzeń podległych do niedawna komisji „Ecclesia Dei” mało kto pyta jednak o to, czy sytuacja w której mogą się one wkrótce znaleźć nie jest przypadkiem prostą konsekwencją postawy wobec kryzysu Kościoła, którą przyjęły one u swego zarania. Do ciekawych wniosków prowadzi nas w tej mierze przypadek największego z tych zgromadzeń – Bractwa Kapłańskiego św. Piotra (FSSP).

Założenie Bractwa Kapłańskiego św. Piotra wiąże się ściśle ze święceniami biskupimi czterech kapłanów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X (FSSPX) przez abp. Marcela Lefebvre’a i współkonsekratora bp. Antonio de Castro Mayera, których dokonali oni 30 VI 1988 r. Wkrótce po tym wydarzeniu, nazwanym przez Rzym aktem schizmatyckim, oraz nałożeniu na abp. Lefebvre’a oraz nowo konsekrowanych biskupów ekskomuniki, kilkunastu kapłanów Bractwa św. Piusa X wraz z grupą kleryków opuściło jego szeregi aby z aprobatą papieża założyć nowe zgromadzenie kapłanów sprawujących tradycyjną liturgię rzymską. Jako że kapłani ci od lat formowani byli przez abp. Lefebvre’a, doskonale znali istotę posoborowego kryzysu w Kościele oraz zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństw na jakie narażał on katolików na całym świecie. I choć musieli również wiedzieć o tym, iż abp Lefebvre wyświęcając biskupów nie podważał władzy papieskiej i prawa Jana Pawła II do rządzenia Kościołem, ani też nie miał intencji tworzenia Kościoła równoległego, to uznali najwyraźniej, że życie z piętnem schizmatyka w odseparowaniu od oficjalnych struktur kościelnych jest czymś nie do przyjęcia. Postanowili więc poddać się władzom kościelnym i prowadzić swoją działalność w ramach nakreślonych im przez Rzym.

Trudno przypuszczać aby na początku istnienia FSSP jego członkowie drastycznie różnili się w ocenie stanu Kościoła od członków swego macierzystego zgromadzenia. Tym co miało ich odróżniać od FSSPX nie było bowiem ani zaaprobowanie używania w nowym zgromadzeniu zmienionej liturgii, ani też wyrzeknięcie się „błędów lefebryzmu”. Wyróżnikiem tym było za to zachowanie, mimo istniejącego kryzysu w Kościele, posłuszeństwa papieżowi w odniesieniu do zakresu prowadzonej przez nowe Bractwo działalności. 

Wraz z odejściem od abp. Lefebvre’a założycieli Bractwa św. Piotra bardzo szybko między oboma, w pewien sposób konkurującymi między sobą środowiskami wytworzył się pewien antagonizm oraz nastąpiła wyraźna polaryzacja stanowisk. Członkowie Bractwa św. Piusa X zarzucali dysydentom, iż mając świadomość roli, jaką w kryzysie Kościoła odgrywa jego najwyższa hierarchia z papieżami na czele, praktycznie bezwarunkowo powierzyli swoje losy tej właśnie hierarchii, która jeszcze kilkanaście lat wcześniej chciała skazać na zapomnienie Mszę Wszechczasów oraz wszystko to, co nie pasowało do wizji Kościoła posoborowego. W ich rozumieniu założyciele FSSP popełnili błąd dzieląc środowisko Tradycji katolickiej w imię rzekomej konieczności podporządkowania się władzom kościelnym w momencie, gdy władze te zainfekowane są wieloma współczesnymi błędami i herezjami, które w bezpośredni sposób wpływają na ich decyzje w zarządzaniu Kościołem. Z drugiej strony członkowie FSSP coraz bardziej utwierdzali się na stanowisku, iż pragnąć pozostać katolikami wiernym Tradycji nie można oddzielać się od struktur Kościoła ani w praktyce ignorować nauczania i poleceń papieży, choćby z niektórymi z nich trudno się było pogodzić. Stąd coraz mocniej wybrzmiewały z tych środowisk głosy o niemożliwym do zaakceptowania teologicznie stanowisku FSSPX oraz o jego schizmatyckim charakterze.
Afirmowanie przez włączone w oficjalne struktury kościelne FSSP ogromnej wagi posłuszeństwa w Kościele oraz wyraźne dystansowanie się od „schizmatyckiego” FSSPX, w nieunikniony sposób musiały z czasem doprowadzić do zmiany stanowiska teologicznego FSSP wobec wielu przejawów współczesnego kryzysu w Kościele. Trudno bowiem na dłuższą metę wyobrazić sobie sytuację, iż tak mocno podkreślając konieczność niemal bezwzględnej uległości współczesnym papieżom, jednocześnie choćby w duchu można być przeświadczonym, iż papieże ci popełniają katastrofalne i szkodliwe dla dusz błędy w nauczaniu i zarządzaniu Kościołem.

Doskonałym przykładem takiej zmiany jest stanowisko FSSP wobec nowej Mszy. Jeszcze jako członkowie FSSPX przyszli „petryści” musieli zgadzać się z powszechnym w tym zgromadzeniu przekonaniem, iż Nowa Msza jako zawierająca liczne zmiany i pominięcia, wraz z towarzyszącą jej teologią, jest liturgią sprotestantyzowaną, szkodliwą i nie możliwą do zaakceptowania. Abp Lefebvre, a wraz z nim członkowie FSSPX stali i do dziś stoją bowiem na stanowisku, iż reformy liturgicznej Pawła VI nie można postrzegać wyłącznie w aspekcie prawnie przysługujących papieżowi zmian o charakterze dyscyplinarnym. Ich zdaniem posoborowe zmiany liturgiczne dotykają wyrażonej w liturgii doktryny Kościoła, której czystości papież nie ma prawa naruszać. Stąd kapłani FSSPX nigdy nie odprawiają Nowej Mszy oraz odradzają wiernym czynne uczestnictwo w zreformowanych obrzędach.

Od zakładających FSSP kapłanów nikt nie wymagał początkowo odprawiania Nowej Mszy. Musieli oni jedynie, na co na krótko przystał w pewnym momencie sam abp Lefebvre, uznać ważność i prawomocność nowych obrzędów. Z czasem jednak w nowym zgromadzeniu pojawiały się tendencje wyraźnie odbiegające od linii wyniesionej w tej mierze z FSSPX. W około 10 lat po powstaniu FSSP niektórzy jego kapłani domagali się od swych przełożonych prawa do odprawiania w pewnych okolicznościach Nowej Mszy. Próbującemu się temu sprzeciwić ówczesnemu przełożonemu Bractwa św. Piotra, ks. Josefowi Bisigowi (byłemu członkowi FSSPX), stanęły jednak na przeszkodzie władze rzymskie. Rozstrzygając tę kwestię zdecydowały one, iż żaden przełożony FSSP nie może zabronić członkom wspólnoty sprawowania również nowej liturgii. Będąc posłusznymi tej decyzji, późniejsi przełożeni FSSP nie próbował już, przynajmniej oficjalnie, odmawiać swym kapłanom prawa do sprawowania Nowej Mszy. Jak można jednak przypuszczać, ewolucja zgromadzenia poszła w tym kierunku, iż postawa taka zaczęła wynikać nie tylko z wymuszonego posłuszeństwa wobec decyzji Rzymu, ale ze zmiany nastawienia wobec Nowej Mszy w dużej części zgromadzenia.

Aby to zobrazować, wtrącę w tym miejscu kilka osobistych wspomnień wiązanych z polskimi kapłanami FSSP. Otóż kilkanaście lat temu będąc studentem jednej z krakowskich uczelni uczęszczałem przez pewien czas na Msze Św. odprawiane przez ks. W. Grygiela z FSSP w Kościele pw. św. Wojciecha na Rynku Głównym. Miałem wówczas okazję poznać ówczesnego diakona, a obecnego Przełożonego Generalnego FSSP, ks. Andrzeja Komorowskiego. Z jego to właśnie ust usłyszałem, gdy odpowiadając jednemu z wiernych na pytanie o możliwość uczestnictwa w Mszach w kaplicach FSSPX stwierdził, iż jest to absolutnie niedopuszczalne i – tu cytuję dosłownie – „lepiej iść na modernistycznie sprawowany NOM niż do kaplicy FSSPX”. Jak wyraźnie widać z tej wypowiedzi, dla ks. Komorowskiego przynajmniej wówczas Nowa Msza sama w sobie i to wydaniu skrajnym, modernistycznym, nie była poważniejszym problemem, a z pewnością nie była problemem doktrynalnym porównywalnym z rzekomo niegodnie sprawowaną liturgią katolicką w FSSPX. Zdanie to podzielał z pewnością również ks. Grygiel, który w rozmowie ze mną bez ogródek stwierdził, iż jego zdaniem Nową Mszę również „można sprawować bardzo pięknie i bardzo godnie”. Od takiego myślenia pozostał już tylko krok do pełnego przyjęcia NOM poprzez jego sprawowanie. Choć nie wiadomo mi aby ks. Grygiel odprawiał Nową Mszę, to faktem jest, iż okazjonalnie sprawuje ją inny kapłan FSSP w Polsce, ks. Marcin Kostka.

Ktoś może mi jednak w tym miejscu zarzucić, iż przypadki te nie mogą świadczyć o całym zgromadzeniu. Znana jest bowiem choćby sprawa sprzed kilku miesięcy, gdy arcybiskup francuskiej diecezji Dijon wyrzucił z posługi w niej kapłanów FSSP odmawiających koncelebrowania NOM. Doceniając postawę tych kapłanów trzeba jednak zauważyć, iż w kontekście całej linii postępowania FSSP ich postawa jest w gruncie rzeczy niekonsekwentna. Skoro bowiem ich zgromadzenie od początku niezwykle mocno i w opozycji do FSSPX podkreślało swą wierność papieżowi i podległym mu biskupom, a następnie uznało Nową Mszę jako legalny wyraz kultu Kościoła oraz wyrzekło się publicznej polemiki względem wobec reform soborowych i posoborowych, to można słusznie zapytać na jakiej podstawie członkowie tegoż Bractwa opierają swoje nieposłuszeństwo woli biskupa, który przyjął ich w swej diecezji? Być może argumentowali to tym, iż sprawowanie zmienionej liturgii nie jest częścią „charyzmatu” ich zgromadzenia i mają prawo, będąc zgromadzeniem na prawie papieskim, odmówić wykonania takiego polecenia biskupa. Co stanie się jednak w sytuacji, gdy sam Franciszek lub jego następca poprosi członków Bractwa o sprawowanie, obok tradycyjnej liturgii, również Nowej Mszy lub wręcz określi termin, w którym będą oni musieli zupełnie porzucić tradycyjną Mszę rzymską? Co stanie się jeśli istnie czołobitne deklaracje o braku zastrzeżeń wobec Nowej Mszy oraz nauki Soboru, które również ostatnio podpisywali prominentni członkowie FSSP, nie wystarczą do tego aby mieć względny spokój działając w ramach Kościoła posoborowego?

Wydaje się, iż dla zgromadzenia od ponad trzydziestu już lat niosącego na sztandarach swą wierność i posłuszeństwo współczesnym papieżom, jedynym logicznym wyjściem w tej sytuacji będzie nic innego jak stanięcie za posoborowym stołem, a w razie konieczności również schowanie do szafy „zakazanych” Mszałów trydenckich. Czy jednak jest to wyjście jedyne? Z pewnością nie. Sprzeciw wobec takiego polecenia wymagałby jednak dużego przeorientowania myślenia członków FSSP o granicach posłuszeństwa wobec władzy kościelnej i być może przyznania, iż to jednak abp Lefebvre miał rację w roku 1988...