6 paź 2021

Vaticanum II. Owoc rewolucji czy jej początek?

 


W 2019 r. papież Franciszek wprawił w konsternację i zgorszył szereg katolików na całym świecie, podpisując u boku muzułmańskiego immama tzw. deklarację z Abu Zabi, której jeden z punktów głosi, iż „Pluralizm i różnorodność religii (...) są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie”. Wcześniej podobnymi śladami podążali również ostatni poprzednicy Franciszka, czy to modląc się obok muzułmanów w meczenie w stronę Mekki (Benedykt XVI), czy też całując bluźniącą Chrystusowi „świętą” księgę muzułmanów, czyli Koran (Jan Paweł II). Jak można sądzić, wcielali oni tym samym w życie postanowienia II Soboru Watykańskiego, który – jak żaden inny Sobór w historii – z uznaniem wypowiadał się o islamie i innych niekatolickich religiach.
Wobec tego może rodzić się w nas mylne wrażenie, iż cały proces rozmontowywania tradycyjnej doktryny Kościoła zaczął się właśnie wraz z otwarciem nieszczęsnego Vaticanum II. Tymczasem faktem jest, iż przeforsowanie na Soborze wielu tak rewolucyjnych treści nie byłoby możliwe, gdyby wcześniej nie znalazły one poklasku na uczelniach katolickich i nie zagnieździły się w umysłach wielu kapłanów i teologów, najpierw w zaczątkowej formie nieśmiałych myśli, a następnie jako coraz wyraźniej sformułowane idee.

*****
Przykładem takiej właśnie antycypacji „ducha Soboru” w latach poprzedzających Vaticanum II, może być książka księdza (późniejszego kardynała) Karola Journet, pt. „Kościół Chrystusowy”, wydana w latach 50. XX w. Nie zamierzając omawiać szczegółowo owej pozycji, z której nota bene można by wysnuć wniosek o ukrytej przynależności do Kościoła wielkiej części osób wyznających inne niż katolicka religie, chciałbym w tym miejscu zaprezentować kilka cytatów z książki ks. Journet traktujących o islamie i porównać je z dwiema pozycjami poruszającymi właśnie ten temat, wydanymi kilkadziesiąt lat wcześniej. Wnioski – jak sądzę – nasuwają się same.

Ks. Journet tak skrótowo opisuje początki islamu i kreśli wizerunek „proroka” Mahometa:

„Założyciel islamu za mało znał chrystianizm, aby jego odrzucenie mogło być świadome. Mahomet odwraca się od wielobóstwa swojego plemienia. Rozmiłował się w religii jednego Boga, która – jak mu mówiono – została objawiona Abrahamowi, a później przekazywana dalej przez Proroków, Izaaka, Jakuba, Mojżesza… Ten właśnie monoteizm pragnie głosić wśród swoich, Arabów. Lecz monoteizm objawienia Abrahamowego stanowił wtedy dziedziczny przywilej jednego narodu, ludu żydowskiego, z którego on, jako arab, był nieodwołalnie wykluczony. Ten dramat wykluczenia i odrzucenia na pustynię stanowi najgłębsze źródło islamu.”

Z kolei w wydanej ok. 40 lat wcześniej od pozycji ks. Journet książce „Obrona religii katolickiej”, biskup J.S. Pelczar takimi oto słowy opisuje postać „rozmiłowanego w religii jednego Boga” założyciela islamu:

„Twórcą religii muzułmańskiej jest Mohammed, człowiek z natury skłonny do halucynacji i fanatyzmu, jako epileptyk czy histeryk, a przy tym przebiegły, okrutny i lubieżny. Wmówiwszy w siebie i w drugich powołanie prorocze i częste z „archaniołem Gabryelem” rozmowy, postanowił on na tle monoteizmu, czyli wiary w jednego Boga, religię Arabów, hołdującą bałwochwalstwu, pogodzić z mozaizmem i z religią chrześcijańską, którą poznał z nieczystych źródeł, bo z opowiadań sekciarzy; i rzeczywiście utworzył potworną mieszaninę, mająca za podstawę rzekome objawienia Boże, później w księdze „świętej” Al - Koran spisane”.

O wspomnianym w ostatnim zdaniu Koranie ks. Journet, cytując bez własnego komentarza słowa innego autora, w ten oto sposób nakreśla czytelnikowi charakter owej księgi:

„Tekst Koranu posiada formę jakiegoś nadprzyrodzonego dyktanda notowanego przez natchnionego proroka… Prorok Mahomet, a za nim wszyscy muzułmanie wielbią w Koranie doskonałą formę słowa Bożego”.

O tym, jak „doskonałą formą słowa Bożego” jest Koran, możemy również dowiedzieć się sięgając po wydany w Polsce pod koniec XIX w. „Słownik apologetyczny wiary katolickiej”, którego autorzy pisali:

„Koran jest zbiorem oderwanych kartek, pisanych przez Mahometa w miarę jak tego wymagały jego sprawy, których to kartek sam Mahomet za życia nie zbierał. (…) Kartki, które utworzyły Koran, zebrane zostały bez żadnej metody, tylko według rozmiarów, tak iż najdłuższe rozdziały, czyli Suraty, umieszczono na początku. Koran, zdaniem uczonych, najprzychylniej dla niego usposobionych, jest księgą najbezładniejszą, bez żadnego ze sobą związku, pozbawiony podniosłości myśli i rzeczywistej poezji, lecz w sposobie mówienia pełen przesadnej i napuszonej retoryki”.

Czy jednak powyższe cytaty z książki ks. Journeta oznaczają, iż  w pełni uznaje on wartość Koranu i religii  mahometańskiej. Bynajmniej. Autor zaznacza, iż „Proroctwa Mahometa przedstawiają dla chrześcijanina wiele problemów. (…) Dziwne jest dla chrześcijanina np. przypuścić, że posłannictwo podsuwające Mahometowi pojęcie transcendentności Bożej jako niezgodne z Wcieleniem, zanosi mu ten sam archanioł Gabriel, który sześć wieków przedtem zwiastował Dziewicy Maryi właśnie tajemnicę Wcielenia!”. Co ciekawe, nie mieszka przy tym jednak zaznaczyć, iż owe trudności nie powodują, „byśmy kwestionowali dobrą wiarę [Mahometa]. Uznajemy ją w pełni”.

Czy w podobny sposób „uznawali w pełni dobrą wiarę Mahometa” autorzy cytowanego „Słownika apologetycznego”? Oto odpowiedź:

„Czy Mahomet był człowiekiem dobrej wiary? Twierdzącą na to pytanie odpowiedź dają wszyscy prawie nowożytni racjonaliści. (…) Że Mahomet uważał się za powołanego do wielkich rzeczy drogą naturalną, jak wielu innych ludzi wierzy w swe wielkie myśli i odczuwa wielki zapał dla ich urzeczywistnienia, to rzecz możliwa. Lecz żeby on wierzył w boskie posłannictwo, w powołanie z zewnątrz mu dane, dość to trudno przypuścić, zważywszy, że potwierdzał swe pod tym względem przekonanie kartami Koranu, który podawał za z nieba sobie zesłany, aczkolwiek doskonale wiedział, że Koran ten wyszedł z jego własnego mózgu, a nawet był mu niekiedy poddawany przez [krewnego] Omara”.

Przypominają przy tym inne znane fakty z życia „proroka” i wyciągają następujący wniosek:

„[W Medynie] Mahomet urządził zbrojne pułki (…) następnie urządził sobie harem, przy czym odrywał nawet żony od mężów, a gdzie indziej kazał mordować swych przeciwników. Ilekroć czuł potrzebę usprawiedliwienia swego postępowania, wtedy „spadała z nieba” karta Koranu, która pochwalała wszystko to, co był uczynił. Okrutny i despotyczny wojak, kroczący naprzód w otoczeniu haremu i niebu rozkazujący przemawiać na korzyść swych namiętności – oto jest wielki prorok muzułmanów!”.

*****
Dla osób znających współczesną kościelną nowomowę, której jednym z motywów przewodnich jest dialogowanie, a zasadą działania zakaz formułowania jednoznacznych sądów i ocen, powyższe cytaty z ks. Journeta – choć sformułowane dekadę przed Soborem – to jednak wydają się rodem wyjęte z ery Kościoła posoborowego. Widać w nich wyraźne nie tylko odejście od retoryki dawniejszych autorów katolickich, ale również od oceny moralnej samego islamu w myśl zasady: wprawdzie nie zgadzam się, ale w pełni szanuję, uznaję dobra duchowe i nie śmiem zakładać złej woli… Jak widać choćby na tym przykładzie, modernistyczna rewolucja w Kościele wcale nie zaczęła się wraz z otwarciem Vaticanum II. Był on jedynie dojrzałym wykwitem zarazy, która szerzyła się w Kościele już od jakiegoś czasu. Co gorsze, wykwitem którego zgniłe owoce są do dziś dnia z coraz większą intensywnością serwowane milionom katolików na całym świecie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz