„Papież Franciszek szokuje!”. Ze stwierdzeniem tym zgodzą się chyba wszyscy obserwatorzy jego pontyfikatu. Każdy kolejny rok rządów na Watykanie Jorge Bergolio dostarcza bowiem coraz nowych kontrowersji i rodzi w sercach wielu katolików pytania o to, jak to możliwe, aby papież był tak pobłażliwy dla ludzkich grzechów i tak bardzo skoncentrowany na doczesności. Zastanawiające jest przy tym, co leży u źródła takiej właśnie, niebywałej postawy papieża. Szukając odpowiedzi na to pytanie nie od rzeczy będzie przytoczenie słów biskupa Rzymu, wypowiedzianych jakiś czas temu w filmie promującym papieskie intencje modlitewne:
„Wielu myśli i czuje inaczej. Szukając Boga lub spotykając Go w inny sposób. W tym tłumie, w szeregu różnych religii jedno jest absolutnie pewne dla wszystkich: Jesteśmy dziećmi Boga”.
Pogląd ten, powtórzony niedawno w encyklice „Fratelli tutti”, jest bardzo znamienny i wyjaśnia wiele. Skoro bowiem wszystkich ludzi ma rzekomo łączyć więź braterstwa w Bogu, to podnoszenie jako problemu dzielących ich różnic religijnych wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami, jawi się jako niepotrzebne roztrząsanie spraw mało istotnych. Zgodnie z tą logiką, jako dzieci Boże powinniśmy raczej koncentrować się na wzajemnym poznawaniu, ubogacaniu i czynieniu z naszej ziemi miejsca, gdzie możemy żyć w harmonii ze sobą i stworzoną przez Boga przyrodą.
Czy jednak punkt wyjścia takiej wizji jest prawdziwy? Czy rzeczywiście jest tak, jak pisze Franciszek, iż „absolutnie pewnym” jest to, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga? Zastanawiając się nad odpowiedzią, sięgnijmy do kart Pisma Świętego oraz nauczania Kościoła katolickiego.
Otwierając najpierw Stary Testament i próbując znaleźć w nim oparcie dla tezy o dziecięctwie Bożym wszystkich ludzi, okazuje się, iż nie jest to zadanie proste. Księgi Starego Testamentu wprawdzie niejednokrotnie używają określenia „synowie Boży” (synonimu wyrażenia „dzieci Boże”), jednak zasadniczo odnosi się ono nie do ogółu ludzi, lecz do szczególnej ich kategorii, będącej w bliższej relacji z Bogiem. I tak Stary Testament „synami Bożymi” nazywa męskich potomków Seta (Rdz 6, 2), lud Izraela (Wyj 4, 22) czy też sędziów (Ps82[81] 6).
Jak wiemy jednak, Stary Testament i zawarte w nim objawienie czekało swego wypełnienia i udoskonalenia w Nowym Przymierzu. Nie dziwi więc, iż księgi Nowego Testamentu dużo precyzyjniej przedstawiają kwestię dziecięctwa Bożego. Dowiadujemy się z nich, iż to dzięki wcieleniu Syna Bożego i Jego ofierze ludzie dostąpili zaszczytu przybrania za dzieci Boże:
„Lecz gdy przyszła pełność czasu, zesłał Bóg Syna swego uczynionego z niewiasty, uczynionego pod Zakonem, aby tych, którzy pod Zakonem byli, wykupił, żebyśmy dostąpili przybrania za synów. A ponieważ jesteście synami, zesłał Bóg Ducha Syna swego w serca wasze wołającego: Abba, Ojcze. A tak już nie jest niewolnikiem ale synem; a jeśli synem, to i dziedzicem przez Boga” (Ga 4, 4-7)
Czy jednak wysłużone przez Chrystusa Pana synostwo Boże jest udziałem wszystkich ludzi? Ewangelia wg św. Jana oraz św. Paweł nie pozostawiają w tym punkcie wątpliwości:
„A ilukolwiek go przyjęło, dał im moc, aby się stali synami Bożymi, tym, który wierzą w imię jego, którzy nie ze krwi, ani z woli ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1, 12-13)
„Bo którzykolwiek Duchem Bożym są rządzeni, ci są synami Bożymi. Bo nie otrzymaliście ducha niewolnictwa znowu ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, przez którego wołamy; Abba (Ojcze)! Albowiem ten Duch świadectwo daje duchowi naszemu, iż jesteśmy synami Bożymi. A jeśli synami, tedy i dziedzicami: dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusowymi” (Rz 8, 14-17)
Jak wyraźnie dowodzą powyższe słowa, zgodnie z nauczaniem Pisma Świętego to nie wszyscy ludzie, lecz ci, którzy przyjęli nauczanie Pana Jezusa i otworzyli się na działanie Ducha Świętego mogą nosić zaszczytne miano dzieci Bożych.
Taką też naukę przekazywał zawsze Kościół katolicki, precyzując przy tym, iż momentem, w którym otwiera się dla człowieka brama dziedzictwa Chrystusowego i w którym staje się on dzieckiem Bożym, jest obmycie w wodach Chrztu Świętego. Potwierdzenie tego znajdujemy praktycznie w każdym dziele traktującym o katolickich sakramentach. Poniżej dwa przykłady:
„Jest prawdą wiary, że Sakrament ten [Chrzest Św.] wyciska na duszy charakter niezmazalny i że daje łaskę pierwszą (…) przez łaskę zaś poświęcającą gładzi grzech i odradza ochrzczonego na żywot nadprzyrodzony, przez co czyni go świątynią Bożą, dzieckiem Bożym, członkiem mistycznego ciała Chrystusowego.” (św. bp J.S. Pelczar)
„Chrzest, pierwszy między sakramentami Kościoła katolickiego, przez który człowiek (…) staje się chrześcijaninem, tj. członkiem Kościoła Chrystusowego, synem Bożym i dziedzicem królestwa niebieskiego.” (Encyklopedia kościelna)
Jak więc wyraźnie widać, sam fakt bycia człowiekiem w żadnym razie nie czyni nas automatycznie dziećmi Bożymi. Przeciwnie, poczęcie każdego z nas w grzechu pierworodnym sprawia, iż pozbawieni łaski Bożej i życia nadprzyrodzonego, rodząc się nie jesteśmy wszczepieni w Chrystusa, a tylko zjednoczenie z Bogiem-Człowiekiem może nas uczynić dziećmi Bożymi. Pięknie pisał o tym abp Romuald Jałbrzykowski:
„Chrzest utożsamia nas niejako z Chrystusem, który w swej łaskawości nie czyni różnicy między sobą a nami (…) Chrzest więc jest jakby przedłużeniem Wcielenia Chrystusowego aż do nas: zjednoczeni wewnętrznie z Bogiem-Człowiekiem uczestniczymy pod pewnym względem w Hostii hipostatycznej natury ludzkiej z Jego osobą Boską, stajemy się spokrewnionymi i dziećmi Boga.”
W tej perspektywie jasno widzimy, jak fałszywa i niebezpieczna jest iluzja o rzekomym dziecięctwie Bożym wszystkich ludzi. Fałszywa, gdyż niezgoda z Biblią i nauczaniem Kościoła. Niebezpieczna, gdyż ludzi znajdujących się z dala od Boga utwierdza w ich ciężkich błędach, odgradzających ich od łaski Bożej, a jednocześnie odwraca uwagę hierarchów Kościoła od podstawowych dla nich obowiązków misyjnych, kierując ich uwagę na problemy doczesne. Złudzenia i próby uczynienia raju na ziemi nigdy jednak nikogo nie zbawiły i zbawić nie będą w stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz