Od kilku dni czytelnicy portalu PCH24 i mediów społecznościowych Stowarzyszenia im. ks. Piotra Skargi mogą na nich znaleźć wezwanie do podpisywania tzw. synowskiej prośby do polskich biskupów ws. zachowania celebracji Mszy Św. Wszechczasów w polskich diecezjach.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, iż jest to bardzo wartościowa inicjatywa i każdy, komu zależy na zachowaniu tradycyjnej liturgii w naszym kraju, powinien bez wahania się pod nią podpisać. Gdy jednak zagłębiamy się w treść tego listu, to szybko okazuje się, że jego podpisanie przez osoby zdające sobie sprawę z ogromnego kryzysu, targającego Kościołem od Vaticanum II, byłoby postępowaniem nie tylko głęboko nieuczciwym intelektualnie, ale i w gruncie rzeczy wątpliwym moralnie.
Pisząc takie słowa nie uważam, iż sama próba dotarcia do biskupów i przekonania ich do zachowania w diecezjach Mszy Św. Wszechczasów, jest czymś niewłaściwym. Z pewnością da się, pozostając w zgodzie z prawdą i własnym sumieniem, bez wiernopoddańczych deklaracji o wierności temu co umownie zwiemy „posoborowiem”, przedstawiać biskupom swoje racje, po cichu licząc na to, iż swoimi decyzjami – być może mimowolnie i wbrew intencjom papieża Bergolio – przysłużą się sprawie Tradycji katolickiej.
Autorzy „synowskiej prośby”, wzywając katolików w Polsce aby byli „strażnikami Tradycji”, idą jednak dużo dalej. Próbując bowiem przekonać biskupów do zachowania tradycyjnej liturgii, składają taką oto deklarację:
„Chcemy stanowczo zapewnić, że całym naszym działaniem staramy się budować jedność Kościoła zdecydowanie odcinamy się od tych, którzy instrumentalnie wykorzystują tradycyjne formy pobożności, czyniąc tym samym krzywdę zdecydowanej większości wiernych autentycznie przywiązanych do tradycyjnej liturgii”.
W związku z tym stwierdzeniem od razu narzuca się pytanie, kogo mogli mieć na myśli autorzy, pisząc o tych, którzy – w ich mniemaniu – „instrumentalnie wykorzystują tradycyjne formy pobożności”? Jak można przypuszczać – wnosząc po odwołaniu się przez nich do Traditionis Custodes – mieli oni na myśli te same środowiska, o których pisał papież Franciszek w liście do biskupów towarzyszącym wydaniu owego motu proprio:
„zasmuca mnie instrumentalne używanie Missale Romanum z 1962 r., które coraz bardziej charakteryzuje się rosnącym odrzuceniem nie tylko reformy liturgicznej, ale i Soboru Watykańskiego II, z bezpodstawnym i niemożliwym do obrony twierdzeniem, że zdradził on Tradycję i <prawdziwy Kościół>”.
Posiadając takie wskazówki nietrudno domyśleć się, iż ludźmi, którzy w opinii papieża i – jak się zdaje – idącego w ślad za nim Stowarzyszenia im. ks. P. Skargi, instrumentalnie wykorzystują tradycyjną liturgię, rozbijają jedność Kościoła i szkodzą „większości wiernych autentycznie przywiązanych do tradycyjnej liturgii, są osoby odwołujące się do postawy (przywołanego przez Franciszka i nazwanego schizmatykiem) abp Marcelego Lefebvre’a.
Istotnie, abp Lefebvre dostrzegał – podobnie zresztą jak sami autorzy rewolucji liturgicznej – iż tradycyjna liturgia w żaden sposób nie współgra z soborową, ekumeniczną i antropocentryczną orientacją Kościoła. Tak samo bowiem jak autorzy reform liturgicznych wprowadzali je również w tym celu, aby poprzez coniedzielny kontakt z liturgią wierni przesiąknęli „duchem Soboru”, tak samo Arcybiskup nie godził się na sprawowanie Nowej Mszy, aby uchronić przed owym duchem swoich kapłanów i proszących ich o posługę wiernych. Jeśli ktoś chciałby więc stwierdzić – choć nie jest to w tym wypadku zbyt trafne określenie – iż Arcybiskup używał liturgii instrumentalnie, to przyznać przy tym musi, iż dużo bardziej instrumentalnym działaniem było stworzenie Nowej Mszy przy jednoczesnym odrzuceniu liturgii tradycyjnej.
Recz rozbija się więc o to, kto wówczas, ale i obecnie, postępuje właściwie: abp Lefebvre i jego naśladowcy, odrzucający niezgodne z Tradycją nauczanie Soboru i broniący w imię wiary katolickiej Mszy Św. Wszechczasów, czy też niosący na sztandarach nową liturgię i zmieniający nauczanie Kościoła w bardzo istotnych punktach Kościół posoborowy?
Dla papieża Franciszka, który choćby swoją zgodą na udzielanie Komunii Św. osobom żyjącym w grzechu śmiertelnym, pokazał dobitnie, w jak głębokim poważaniu ma cała Tradycję Kościoła, odpowiedź nie pozostawia złudzeń.
Równie pewnie od linii abp. Lefebvre odetną się również wszelkiego rodzaju esteci liturgiczni, dla których tradycyjna liturgia jest tylko i wyłącznie pięknym skansenem, do którego miło jest czasem zajrzeć.
Z drugiej strony dla osób dostrzegających do jak tragicznych skutków w życiu Kościoła doprowadził Sobór wraz we wszystkimi swoimi konsekwencjami, wydaje się czymś jasnym, iż zachowanie wierności tradycyjnej liturgii nie jest żadnym postępowaniem instrumentalnym, lecz jest nierozerwalnie związane z walką o integralność wiary katolickiej.
Wobec tego rodzi się nieodparte pytanie, po której stronie owego sporu doktrynalno-liturgicznego stoją autorzy „synowskiej prośby” ze Stowarzyszenia im. ks. P. Skargi? Z jednej strony umieszczają bowiem oni w swoich mediach materiały krytykujące zmiany posoborowe, zapraszają autorów i gości w jednoznaczny sposób krytykujących Nową Mszę i stojącą za nią teologię, by drugiego dnia podać odbiorcom jako coś wartego poparcia dokument, w którym „zdecydowanie odcinają się” od tych, którzy ośmielają się dostrzegać w zachowaniu tradycyjnych obrzędów coś więcej aniżeli wyraz ich prywatnych upodobań liturgicznych.
Jak nazwać taką postawę? Duchową schizofrenią, hipokryzją czy też czystym wyrachowaniem, które w imię zdobycia poklasku nie waha się dziś odcinać się od tego, co głosiło wczoraj.
Osobiście nie podpiszę więc „synowskiej prośby”. Mimo tego, iż pragnę, aby tradycyjna liturgia była obecna w każdym katolickim kościele, nie mogę podpisać się pod oszczerstwami pod adresem tych, dzięki których niezłomnej postawie możemy w ogóle dziś w niej uczestniczyć. Nie podpiszę się pod apelem tych, którzy zamiast mówić „tak, tak; nie, nie”, wolą zapewniać, że „tak i nie” lub „nie i tak”...