29 sty 2023

Św. Franciszek "dialoguje". W dedykacji orędownikom "dnia islamu"

 


26 stycznia 2023 r. po raz kolejny hierarchia i wyznawcy doktryny Kościoła nowego Adwentu (określenie Jana Pawła II) obchodzą w swych strukturach tzw. dzień islamu. Zgodnie z oficjalnymi wytycznymi, „chrześcijanie i muzułmanie, jako bracia i siostry w radości i smutku”, będą modlić się do Boga, aby „obdarzał chrześcijan i muzułmanów zdolnością wzajemnego miłowania, przezwyciężania podziałów i wrogości” oraz „wskazywał drogę właściwego postępowania, szacunku wobec siebie, troski o świat i drugiego człowieka”. Ponadto wzywają: „Wierni – chrześcijanie i muzułmanie – dzielmy się ze sobą i innymi ludźmi świadectwem głębokiej wiary, niezłomnej nadziei, prawdziwej miłości, rozumieniem radości i smutku na drodze naszego pielgrzymowania do Boga”.

Można by w tym miejscu po raz kolejny odwołać się do autorytetu Soborów, papieży i całej Tradycji Kościoła, aby z łatwością wykazać, jak sprzeczna z wiarą katolicką i przeciwna chrześcijańskiej miłości bliźniego jest powyższa postawa, stawiająca na jednym poziomie prawdę i fałsz oraz kult prawdziwego Boga z kultem antytrynitarnego bożka muzułmanów.

W tym wypadku nie trzeba jednak czynić nawet tego. Jak możemy się przekonać, niekatolickość wiary polskiego modernistycznego episkopatu, który to rok rocznie organizuje te obchody, obnażają nawet napisane przed Vaticanum II dzieła literackie. Ich katoliccy autorzy, pragnąć opisać pewne wydarzenia czy tworząc fabułę dzieła, ukazywali bowiem oczom czytelników wiarę w której wzrastali i która była również wiarą dziesiątek wcześniejszych pokoleń katolików.

Z okazji dzisiejszego „dnia islamu” przytoczmy więc i zadedykujmy posoborowym „dialogistom” literacki opis historycznego spotkania św. Franciszka z Asyżu z muzułmańskim sułtanem Al-Kamilem (1219), pochodzący z książki „Bez oręża” autorstwa Zofii Kossak.

„Właśnie sułtan wraca z przejażdżki. Ubiór jego i turban skrzą się od klejnotów, klejnotami natrzęsiony jest rząd konia i okrywający go czaprak. Gromada żebraków, derwiszów biegnie za koniem krzycząc i wyciągając ręce.
— Soldan! Soldan! — woła donośnie Franciszek.
Obca wymowa zwraca uwagę sułtana. [...]
— Nie przyszedłeś wypadkiem, derwiszu, z chrześcijańskiego obozu?!
— Tak, o tak! — wykrzyknął Franciszek uradowany. — Przyszedłem stamtąd do ciebie, dostojny sułtanie. [...]
— Przysłano cię, byś mnie zabił lub zaczarował? — pyta wzgardliwie al-Kamil.
Franciszek potrząsa głową.
— Zabić cię, panie sułtanie? O, nie! I nikt mnie nie przysłał. Sam przyszedłem.
— Po co? — W głowie sułtana błyska przypuszczenie, że to szpieg. Zdradzi zamiary
Franków za złoto. — Mów, co masz do powiedzenia! Jeśli to będzie rzecz ważna, nagrodzę cię hojnie.
— Rzecz jest nadzwyczajnie ważna i wielkiej nagrody oczekuję od ciebie, dostojny sułtanie!
Chciałbym, by ustała wojna. Prosiłem wczoraj naszego dostojnego wodza, legata Ojca Świętego, by zawarł pokój i położył koniec walkom. Bo serce nie może znieść tyle srogości i cierpliwość Pana naszego w końcu się przebierze. Dostojny legat nie chciał mnie słuchać, przyszedłem zatem do ciebie.
Z uczuciem zawodu al-Kamil spogląda na śmieszną, skuloną na ziemi postać. Więc ani morderca, ani szpieg, tylko szaleniec? A może chytrze takiego udaje? Warto pytać dalej.
— Cóż ja mogę poradzić na upór waszego wodza? Powinienem może odstąpić Frankom cały Egipt i odejść z moim ludem na pustynię, by tam zginąć z głodu?
— To nie byłoby sprawiedliwe — odpowiada Franciszek poważnie. — Egipt jest waszym krajem, panie sułtanie, i nie powinien go wam nikt zabierać. Musisz jednak uczynić inną rzecz bardzo zbawienną i korzystną, a która także położy kres wojnie...
— Jakaż to rzecz? — pyta al-Kamil zaciekawiony
— Przyjąć wiarę chrześcijańską — objaśnia Franciszek z prostotą.
Sułtan parska śmiechem. [...]
— Przyjąć chrześcijaństwo? — pyta przeciągle. — Ja doradzę coś lepszego: wy przyjmijcie islam, złóżcie pokłon Prorokowi, a wojna się skończy również.
Z kolei Franciszek wybucha serdecznym śmiechem.
— Jakże by to mogło być, panie sułtanie, skoro nasza wiara jest prawdziwa, a wasza nie?
Któż by lepsze zamienił na gorsze? [...]
— Więc twoja wiara ma być prawdziwa, moja nie. Jakże mi tego dowiedziesz? Nie mogę odstąpić wiary ojców na zapewnienie lada jakiego przybłędy, co samojeden wymknął się z obozu!
To prawda. Franciszek uznaje słuszność tej uwagi. Trudno, by sułtan wierzył mu na słowo.
— Iście, najlichszym, najnędzniejszym sługą Pana naszego. Przecie moc Jego tak wielka, że nawet przez równie marne jak ja narzędzie wspaniałość swoją, jeśli zechce, okazać potrafi… [...]
— Cóż mi twój Pan okaże? — powtórzył.
— Nasz Pan może uczynić wszystko, co zechce. Może sprawić, że ziemia rozstąpi się pod naszymi nogami lub niebo upadnie na głowy. Możesz, sułtanie, kazać rozpalić tu wielki ogień i wrzucić mnie weń, a On, jeśli zechce, sprawi, że wyjdę bez szwanku… [...]
— Możesz spłonąć.
— Mogę. To będzie znaczyło, że Pan nasz chce cię oświecić w inny sposób, bez mojego mizernego pośrednictwa.
— Życia przez to nie odzyskasz.
— Pan nasz w swoim miłosierdziu da mi życie wieczne, bo dla Jego chwały zginę.
— Niemiło będzie przedtem skręcać się w płomieniach, co?
— Pan nasz gorzej za nas cierpiał. Pocierpię i ja dla Niego.
— Wasz Bóg cierpiał? — sułtan podniósł brwi wzgardliwie, zgorszony.
— O, cierpiał bardzo. Więcej niż wytrzymać można, i za to tak Go miłujem. Któż by inny to uczynił?! On, Bóg, Pan wszystkiego, życie swoje za nas dał, choroby na siebie wziął, bóle nasze On odnosił, zraniony był za złości nasze, starty na proch za nieprawości nasze, a sinością Jego zostaliśmy uzdrowieni... Dlatego musimy Go miłować więcej niż wszystko na świecie. Matka ku dzieciom takiej miłości nie ma jak On ku nam, grzesznym ludziom!
— Słuszna w takim razie, że Go miłujecie. Dlaczego jednak mam weń wierzyć ja, dla którego On nic nie uczynił?
Franciszek zaniemówił z wrażenia.
— To samo uczynił, co dla każdego z nas! — zawołał.
— Ale ja nic o Nim nie wiem.
— On za to wie o tobie, sułtanie. I miłuje cię.
— Mnie?!
— Jesteś Jego dziełem. Jego dzieckiem ukochanym... Bo nie ma w Jego oczach lepszych ni gorszych. Każdy jednako prochem... Ty go nie znasz, a On cię zna. Rozeznał cię, nimeś był w nasieniu ojca i w zawiązku matki twojej. Strzeże każdego kroku. Włos ci bez Jego woli nie spadnie z głowy. Patrzy na cię. Możesz się w każdej chwili uciec pod Jego opiekę...
Mówił z takim przekonaniem, że sułtan poczuł się zakłopotany i odwrócił oczy.”

Obserwując stosunek do islamu Kościoła posoborowego, który od lat wmawia ludziom,że chrześcijanie i muzułmanie rzekomo wierzą w tego samego Boga oraz ochoczo organizuje w Asyżu spotkania międzyreligijne, można by chyba słusznie zapytać, czy widząc to wszystko św. Franciszek zakłopotany nie odwróciłby od nich swych oczu...

Święcenia sub conditione czy na wszelki wypadek?

 

ks. Jacek Bałemba


W komentarzach pod jednym z ostatnich postów na tym blogu, pewien czytelnik podjął temat warunkowego przyjmowania sakramentów (sub conditione), praktykowanego w niektórych środowiskach tradycjonalistycznych. Choć nie padło wówczas nazwisko żadnego kapłana, to bez wątpienia księdzem, za sprawą którego wśród polskich tradycyjnych katolików rozgorzała dyskusja na ten właśnie temat, jest ks. Jacek Bałemba. To właśnie bowiem ten znany kapłan, notabene wydalony w ostatnich dniach z Towarzystwa Salezjańskiego, będąc wyświęconym w posoborowym rycie święceń kapłańskich przez bp. A. Małysiaka w 1990 r., w zeszłym roku przyjął sub conditione sakramenty bierzmowania i święceń kapłańskich z rąk bp. R. Williamsona.

Osobiście nie kwestionując faktu, iż posoborowa rewolucja w doktrynie i liturgii Kościoła w pewnych przypadkach może powodować ryzyko nieważnego sprawowania rytów sakramentalnych, nie podzielam jednak opinii, iż sakrament jest automatycznie wątpliwy czy nieważny tylko dlatego, iż jest szafowany przy użyciu nowych obrzędów. Nie chcąc w tym miejscu roztrząsać tej skomplikowanej materii, chciałbym jednak zwrócić uwagę na inną, kto wie czy z punktu widzenia osoby świeckiej nie bardziej zasadniczą kwestię. O ile bowiem rzetelne analizowanie reformy rytów po Vaticanum II wymaga szczegółowej wiedzy i najczęściej przekracza możliwości osoby świeckiej, o tyle dużo łatwiej i bezpieczniej jest spojrzeć na postawę kapłanów reprezentujących dane stanowisko w tej materii i wyciągnąć na tej podstawie wnioski, którzy z nich postępują konsekwentnie i zasługują na zaufanie.

Jest kwestią oczywistą dla katolika, iż ustanowione przez Pana Jezusa „kanały łask”, którymi są święte Sakramenty, są materią najwyższej wagi w życiu Kościoła. Stąd Kościół nie tylko określił warunki konieczne do ważnego sprawowania Sakramentów, ale również ogłosił zasady, które mają zabezpieczać Sakramenty przed ich nieuszanowaniem czy profanacją. Aby zobrazować to przykładem, wyobraźmy sobie następującą, hipotetyczną sytuację.

Otóż pewnego dnia do trzydziestoletniego Adama przychodzi matka i mówi mu, że odkąd kilkanaście dni temu słyszała katechezę jednego z kapłanów o sakramencie Chrztu Św., pewna myśl nie daje jej spokoju. Zapytana o szczegóły wyznaje, iż biorąc pod uwagę przebieg ceremonii Chrztu syna obawia się, że mógł być on sprawowany w sposób nieważny. Aby wykluczyć możliwość pomyłki, wszak było to lata temu, matka i syn poprosili ojca o to, by przypomniał sobie, czy zapamiętał coś szczególnego z tego wydarzenia. Ojciec po chwili namysłu odrzekł: „Rzeczywiście, coś sobie przypominam! Pamiętasz może – powiedział zwracając się do żony – że zastanawialiśmy się po chrzcie, czy ksiądz Henryk, poczciwy, ale już bardzo stary i niedołężny proboszcz, chrzcząc Adama przypadkiem nie wylał całej wody wprost do chrzcielnicy? Główka dziecka była bowiem bezpośrednio po tym cała sucha i bardzo nas to zdziwiło”.

W tym momencie Adam, świadomy ryzyka nieważności swego chrztu, postanowił po niedzielnej Mszy Św. udać się z tą sprawą do swego proboszcza. I choć kilka dni wcześniej przystąpił do sakramentu pokuty, a sumienie nie wyrzucało mu od tego momentu żadnego grzechu śmiertelnego, to jednak postanowił nie przystępować do Komunii Św. zdając sobie sprawę, iż nie może świadomie przyjąć Ciała Pańskiego mając przypuszczenie, że prawdopodobnie na jego duszy wciąż znajduje się zmaza grzechu pierworodnego, a jego chrzest zapewne trzeba będzie powtórzyć sub conditione.

Nie trzeba chyba wiedzy wykraczającej poza poziom szkolnej katechezy aby dojść do wniosku, iż wyżej zarysowana postawa osoby mającej uzasadnione wątpliwości co do swego chrztu, jest wysoce roztropna i zgodna z katolicką troską o godne przyjmowanie Sakramentów. Nie tylko bowiem podjął on decyzję o przedstawieniu do rozstrzygnięcia sprawy przedstawicielowi Kościoła, ale postanowił do czasu wyjaśnienia wykluczyć sytuację, iż przystąpi do Stołu Pańskiego niegodnie, jako osoba nieochrzczona.

Podobną sytuację można również wyobrazić sobie w przypadku wszystkich innych Sakramentów, włącznie z Sakramentem Kapłaństwa. W przypadku tego ostatniego sytuacja jest jednak o tyle poważniejsza, iż kapłan świadomy uzasadnionych wątpliwości do swych święceń, który postąpiłby przeciwnie do powyższego przykładu i mimo tej świadomości szafując dalej Sakramenty, które w istocie nie są żadnymi Sakramentami lecz ich symulacją, naraża swych wiernych na brak łask, być może kluczowych dla ich zbawienia.

Odnieśmy teraz powyższe uwagi do kapłana, autora bloga Sacerdos Hyacinthus. Otóż w dniu 16 V 2022 r. obwieścił on w internecie: „Jestem katolikiem bierzmowanym. Jestem – ważnie wyświęconym – kapłanem katolickim”. Z czego wynikało to, nieco niespotykane w przypadku osoby z ponad 30-letnim stażem kapłańskim oświadczenie? Zapewne z tego, iż w tym samym dniu przyjął on sub conditione sakramenty bierzmowania oraz święceń kapłańskich. Skoro kapłan ów powziął tak poważną decyzję, należy uznać, iż miał poważne i obiektywne powody do tego, aby zdecydować się na ten krok. Należy przy tym również przypuszczać, iż miał on świadomość, że dowolne i uznaniowe szafowanie sakramentami sub conditione jest postępowaniem niegodnym i po prostu grzesznym. Sakramenty wyciskające na duszy niezatarte piętno nie są bowiem polem do szafowania ich podwójnie i „na wszelki wypadek”.

Nie oceniając w tym momencie tego, czy wątpliwość co do ważności kapłaństwa ks. Bałemby była obiektywnie uzasadniona, biorąc pod uwagę powagę materii i pedantyczność tego kapłana, należy założyć, iż była ona głęboko przemyślana i nie została podjęta z dnia na dzień. Już sam fakt zorganizowania wizyty bp. Williamsona wymagał wszak z pewnością pewnych zabiegów, rozmów oraz nieuchronnie czasu potrzebnego na zorganizowanie podobnego wydarzenia.
Zapewne nie było więc tak – i jest to przypuszczenie na korzyść ks. Bałemby – iż zdecydował się on na taki krok z dnia na dzień, w pośpiechu i w ostatniej chwili przed wizytą w Polsce byłego biskupa FSSPX. Skoro tak, to od razu nasuwa się pytanie, czy między podjęciem wątpliwości co do swych święceń, a ich przyjęciem sub conditione, ks. Bałemba dalej pełnił właściwą sobie posługę duszpasterską? Otóż lektura bloga Verbum catholicum wskazuje na to, iż tak właśnie było. Znajdujemy na nim bowiem nagranie kazania ks. Bałemby, wygłoszone w dzień poprzedzający przyjęcie przez niego święceń sub conditione. 
Czy nie oznacza to więc, iż ks. Bałemba, mający w swym sumieniu poważne wątpliwości co do swego kapłaństwa, mimo nich dalej sprawował czynności sakramentalne, narażając siebie na ryzyko symulowania Sakramentów, a wiernych na brak łask?

Teoretycznie mogło być również tak, iż decyzja ks. Bałemby była podjęta z godziny na godzinę przed samym obrzędem z udziałem bp. Williamsona. Sadzę jednak, iż sytuacja taka – przypominająca raczej praktyki z początków sekty z Palmar de Troya – jest w wypadku ks. Bałemby wykluczona.

Dlaczego więc ks. Bałemba postąpił właśnie w ten sposób, wprowadzając w zakłopotanie być może wiele osób, do tej pory z zaufaniem czytających i słuchających publikowane przez niego treści? Tego ks. Bałemba nie wyjaśnił. Tak samo zresztą jak publicznie nie wyjaśnił argumentów, które jego zdaniem przemawiałby za przyjmowaniem Sakramentów sub conditione „na wszelki wypadek” i aby rozwiać wszelkie wątpliwości, przy jednoczesnym postępowaniu tak, jak gdyby owe warunkowe sakramenty nie były wcale konieczne.

Nie wiem jak Państwu, ale mi taki model działania kapłana katolickiego wydaje się dziwny, niezrozumiały, niekonsekwentny i wprowadzający niepotrzebny zamęt wśród wiernych. A ostatnią rzeczą, której brakuje nam we współczesnym kryzysie w Kościele, jest miotanie się na prawo i lewo za kapłanami, którzy nie będąc podlegli żadnym przełożonym, de facto postępują według własnego widzi mi się.


Ps. Po opublikowaniu tego wpisu na profilu facebookowym Satis cognitum, w polemikę z jego treścią wszedł - jak można domniemywać - jeden z wiernych, korzystających z posługi ks. Jacka Bałemby. Wspominam o tym dlatego, iż wyłożył on racje, które miały przyświecać ks. Bałembie w podjęciu decyzji o przyjęciu święceń sub conditione. Otóż okazuje się, iż - jeśli wierzyć p. Jerzemu Wrotniakowi - ks. Bałemba "nigdzie nie stwierdził, że przed święceniami nie czuł się kapłanem", a decyzję o przyjęciu święceń sub conditione podjął "dla swoich wiernych, by oni mieli pewność co do jego święceń". Jeśli rzeczywiście jest tak, jak napisał p. Wrotniak, to duszpasterstwo ks. Bałemby jawi się jako miejsce, gdzie w pewnym sensie role kapłana i wiernych uległy zamianie. W normalnych okolicznościach, gdy wierny powziąłby taką wątpliwość, powinien udać się z tym do swego duszpasterza, który przekonany do swoich racji przedstawiłby mu bezzasadność takich wątpliwości i rozwiał w ten sposób pojawiające się być może skrupuły. Pozostaje mieć nadzieję, że za jakiś czas "dla dobra swych wiernych" ks. Bałemba - podobnie jak kiedyś ks. Rafał Trytek - nie zdecyduje się np. na powtórzenie sub conditione sakramentu Chrztu Św.