Wśród szeroko pojętych katolickich środowisk tradycjonalistycznych, których znakiem rozpoznawczym jest celebrowanie Mszy Św. według odwiecznego rytu rzymskiego, trudno doszukiwać się entuzjastów wykreowanego po II Soborze Watykańskim nowego rytu Mszy Św. Nie oznacza te jednak, iż stosunek do Mszy Pawła VI w poszczególnych „odłamach” tradycjonalizmu katolickiego jest taki sam. Z jednej strony mamy bowiem linię prezentowaną głównie przez Bractwo Kapłańskie św. Piusa X, którego kapłani nigdy nie odprawiają Nowej Mszy oraz zalecają swoim wiernym powstrzymywanie się od aktywnego w niej uczestnictwa nawet w sytuacji, gdy dotyczy to niedziel i świąt nakazanych, a wierny nie ma dostępu do tradycyjnej Mszy Św. Z drugiej zaś strony, w większości działających pod auspicjami biskupów tzw. środowisk „tradycji łacińskiej” mamy do czynienia z postawą, która wprawdzie preferuje tradycyjne obrzędy, niekiedy jest nawet w pewien sposób krytyczna wobec reformy liturgicznej lub niektórych jej aspektów, jednak nigdy nie zajmuje jednoznacznie negatywnego stanowiska wobec uczestnictwa w zreformowanych obrzędach. Kapłani posługujący w tych grupach, niekiedy należący również do włączonych w oficjalne struktury kościelne tradycyjnych zgromadzeń kapłańskich, obok tradycyjnej Mszy Św. odprawiają bowiem regularnie lub okazjonalnie również Mszę posoborową, a zapytani o to, czy w wypadku niemożności dotarcia w niedzielę na tradycyjną Mszę należy udać się na Nową Mszę, bez większego wahania udzielą odpowiedzi twierdzącej.
Jak więc, wobec takich rozbieżności, katolik znajdujący w tradycyjnej liturgii oś swego życia duchowego, ma odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ma obowiązek udania się na nową Mszę aby wypełnić obowiązek niedzielny gdy nie może dotrzeć na Mszę Wszechczasów? Rzetelna odpowiedź w swym sumieniu na to pytanie jest tym istotniejsza, iż dotyka ono bardzo poważnej materii, którą jest wypełnienie pierwszego przykazania kościelnego. Świadomy swych obowiązków katolik wie przecież, iż nieuzasadnione opuszczenie Mszy Św. w niedzielę lub święto nakazane stanowi materię grzechu ciężkiego.
Jak można przypuszczać, właśnie na obawie groźby popełnienia grzechu śmiertelnego przez swych wiernych opierają swą argumentację również ci z „indultowych” kapłanów, którzy choć sami podchodzą krytycznie do reformy liturgicznej, to jednak prędzej odeślą wiernego na Nową Mszę w niedzielę, aniżeli doradzą mu inną formę święcenia niedzieli. Uczynią tak mimo faktu, że zdają sobie sprawę z kontrowersji towarzyszących powstaniu nowego rytu, wiedzą o jego brakach, wymowie teologicznej oraz mają pełną świadomość wielu gorszących praktyk, które towarzyszą posoborowej liturgii. W takiej logice ponad tymi wszystkimi okolicznościami góruje fakt, iż Nowa Msza została oficjalnie zaaprobowana przez papieża, a więc jest ona – mimo naszych uzasadnionych zastrzeżeń – liturgią katolicką, od udziału w której nie mogą nas wymówić osobiste preferencje i nawet słuszne poglądy.
W konsekwencji katolik, który częstokroć zaczął poznawać Mszę Wszechczasów właśnie dlatego, iż szukał sacrum z którego obdarta jest nowa liturgia oraz chciał w niej znaleźć ucieczkę choćby przed promowaną Komunią na rękę, zostaje odesłany w miejsce, od którego w trosce o własną duszę chciał się odizolować, bo tego rzekomo wymaga od niego wyższa racja, a więc posłuszeństwo wobec przykazania kościelnego. Pouczony w ten sposób wierny idzie więc na Nową Mszę, choć w duchu cierpi i czuje wewnętrzne rozdarcie...
Czy jednak możliwym jest aby Kościół wymagał od nas tego rodzaju postaw? Czy jest możliwym, aby prawodawca kościelny nakazując wiernym obowiązkowe uczestnictwo w niedzielnej Mszy Św. zakładał, iż uczestnictwo w niej będzie źródłem rozterek i duchowego utrapienia? Z całą pewnością nie. Autentyczny kult katolicki w swej istocie jest bowiem kultem doskonałym, pełnym piękna, pozbawionym jakichkolwiek braków i dwuznaczności. Odwieczna katolicka Msza rzymska, do której u zarania odnosił się obowiązek niedzielny, uświęcona nieprzerwaną tradycją sięgającą czasów apostolskich, może i powinna być dla każdego katolika nie tylko źródłem łask, ale i również bezpieczną opoką, do której przylgnięcie rodzi duchowy pokój, wytchnienie i utwierdzenie w wierze. Uczestnicząc w tradycyjnej liturgii możemy całą duszą, na miarę naszych sił, włączyć się w doskonały kult Boga, bez cienia jakiejkolwiek obawy o to, że bierzemy udział w obrzędach, które niedostatecznie wyrażają wiarę katolicką lub uchybiają w czymś czci Bożej. Stąd niedorzecznym byłoby przypuszczenie, iż katolik mający wypełnić pierwsze przykazanie kościelne może to robić inaczej, niż w całej pełni i w radości ducha włączając się w doskonały kult Kościoła.
Jeśli wobec tego chcielibyśmy utrzymywać, że uczestnictwo w nowej Mszy jako wypełnienie obowiązku niedzielnego jest w każdym przypadku nakazane pod grzechem ciężkim, to musimy również zgodzić się tym, iż biorąc udział w nowej liturgii, domyślnie akceptujemy wszystko to, co wyraża i na co zezwala nowy ryt Mszy Św. Absolutnie nie powinno się przecież uczestniczyć w kulcie Bożym „na pół gwizdka” czy z zastrzeżeniami.
Uczestnicząc w zreformowanej liturgii akceptujemy więc m.in.:
* prawo papieża do dowolnego zmieniania rytu Mszy Św., w tym zastąpienia odwiecznego rytu katolickiej Mszy Św. wymyślonymi naprędce obrzędami zgodnymi z wymogami ekumenizmu,
* wielowariantową liturgię, która w wielu przypadkach w minimalnym stopniu nie wyraża wiary w realną obecność Pana Jezusa w Sakramencie Eucharystii oraz w ofiarny charakter Mszy Św.,
* nową teologię Mszy Św., koncentrującą się na wspólnocie oraz czyniącą z sakramentalnej Komunii Św. szczytowy punkt liturgii,
* posoborową teologię Kościoła, obecną na Nowej Mszy zwłaszcza w kazaniach i w upamiętnieniu takich obchodów jak ekumeniczne tygodnie modlitw o jedność chrześcijan, dni islamu czy judaizmu,
* brak troski o postacie Eucharystyczne, czego najdobitniejszym wyrazem jest pełna akceptacja udzielania Komunii Św. na rękę,
* prawo świeckich, w tym kobiet, do wykonywania czynności liturgicznych zarezerwowanych tradycyjnie duchownym (czytania mszalne, udzielenie Komunii Św.),
* posoborowe beatyfikacje i kanonizacje, ogłaszające świętymi oraz włączające do kalendarza liturgicznego wspomnienia osób, co do których heroiczności cnót istnieją uzasadnione wątpliwości (np. posoborowych papieży z Janem Pawłem II na czele).
Jakie więc jest rozwiązanie dylematu osoby, która fizycznie nie mogąc uczestniczyć w tradycyjnej liturgii nie chce złamać pierwszego przykazania kościelnego, a jednocześnie nie może w sumieniu zaakceptować posoborowej reformy liturgicznej? Ks. M. Gaudron FSSPX udziela następującej odpowiedzi:
„Nawet jeśli Nowa Msza może być ważna, to pomimo to może ona nie podobać się Bogu, gdyż jest Mszą ekumeniczną, Mszą sprotestantyzowaną. Ona stanowi zagrożenie dla wiary w katolicką ofiarę Mszy świętej i dlatego należy ją odrzucić. Kto poznał problematykę Nowej Mszy, nie może już na nią chodzić, gdyż przez uczestnictwo w niej narażałby swą wiarę na niebezpieczeństwo i okazywałby swą zgodę na reformy. (…) Kto nie ma możliwości co niedziela iść na Mszę Trydencką, jest usprawiedliwiony z wypełnienia obowiązku niedzielnego, gdyż obowiązek ten zobowiązuje tylko do uczestnictwa w prawdziwej Mszy katolickiej. Należy jednak próbować przynajmniej w regularnych odstępach czasu chodzić na Mszę Trydencką. Jest pożądane, aby w niedziele, w które nie ma się okazji uczestniczyć we Mszy Św., zastąpić ją różańcem, odmówieniem tekstów mszalnych z mszalika, przy czym można połączyć się duchowo z odprawianą gdziekolwiek Mszą świętą i duchowo przyjąć Komunię św.” („Katechizm o kryzysie w Kościele”).
Czy powyższa rada jest prosta w realizacji i czy wynikającą z niej decyzję bezwzględnie powinien podjąć każdy wierny, który poznał Mszę Wszechczasów? Z pewnością nie, gdyż aby była ona podjęta świadomie i w zgodzie z własnym sumieniem, wymaga pewnej wiedzy odnośnie posoborowej rewolucji w liturgii i ogromnego kryzysu, który od Vaticanum II wstrząsa Kościołem. Z drugiej strony nawet dla osób świadomych katastrofalnych skutków zmian posoborowych, niejednokrotnie na przeszkodzie ku zupełnemu porzuceniu Novus Ordo Missae stają trudne względny rodzinne czy też bariery psychologiczne. Stąd ks. K. Stehlin FSSPX stwierdza: „Ponieważ każdy katolik znajduje się w nieco innej subiektywnej sytuacji, niemożliwe jest sformułowanie ogólnego sądu, że uczestnictwo w NOM jest dla każdego i w każdym przypadku grzechem. Trzeba mieć wielką wyrozumiałość dla różnych trudności „zakłopotanych katolików”, nie wolno pochopnie osądzać ich trudnych niekiedy decyzji oraz zachowania”. Z drugiej strony możemy jednak dodać, iż nikt nie zwolni nas z obowiązku zmierzenia się tym trudnym tematem. Tego wymaga dobro naszej duszy, obowiązek służenia Bogu w prawdzie, a niekiedy i potrzeba zachowania równowagi psychicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz