Dzieło "O doskonałości chrześcijańskiej" żyjącego na przełomie XVI i XVII w. hiszpańskiego jezuity ks. Alfonsa Rodrigueza, należy z pewnością do wybitnych dzieł z zakresu duchowości katolickiej. Jego lektura może stanowić dla każdego katolika, zarówno osoby duchownej jak i świeckich, przebogatą i przystępną "instrukcję" dążenia do świętości. Jest to książka należąca do gatunku tych, do których warto wracać na różnych etapach swojego życia.
Choć obecnie pozycja ta jest trudno dostępna w wersji papierowej, to bez problemów możemy pobrać z internetu jej skan i czerpać z tej kopalni życia duchowego.
Poniżej zamieszczam zdjęcie spisu treści oraz kilka cytatów z dzieła ks. Rodrigueza.
„Nic sobie nie przebaczać, w niczym sobie nie pobłażać, surowo osądzać najdrobniejsze swoje postępki, chronić się grzechu jak węża; według wyrażenia Bożego, woleć raczej umrzeć jak Boga Najlepszego ciężko obrazić. Owszem, wszystko raczej znieść, jak choćby dopuścić się najlżejszego tylko grzechu powszedniego, pragnąc z całej duszy i z całego serca być najdoskonalszym. Ale obok tego, czując swoje niedostatki duchowe, na drodze doskonałości co krok niemal upadając, nie upadać na duchu, nie zakłócać sobie wewnętrznego pokoju, nie dziwić się swojej ułomności, bo byłoby to pychą. A raczej dziwić się nieprzebranemu miłosierdziu Boskiemu, które nas znosi cierpliwie mimo takiej naszej nędzy; uwielbiać to miłosierdzie, przed którym często same dobre chęci za uczynek wystarczą. Oto, na czym zawisła doskonałość, oto droga niechybna do najwyższej świątobliwości.”
O fałszywej pobożności
„Dwa rodzaje osób największe szkody przynoszą religii i Kościołowi: heretycy i fałszywie pobożni. Pierwsi odwracają od religii rozum, ucząc błędów przeciwnych naszej Świętej Wierze; drudzy odstręczają od niej serca, rażąc swoim postępowaniem sumienia, chociażby tylko światłem naturalnej moralności oświecone. Owszem, mniej szkody religii przyniesie i mniej zgubnego wpływu w domowym pożyciu wśród katolików wywrze taki luter albo kalwin postu niezachowujący, do sakramentów nieuczęszczający itd., jak osoba fałszywie pobożna, która nadzwyczajne umartwienia wykonuje i uczęszcza do spowiedzi, a w potocznych stosunkach życia jest nieznośną i obowiązki swego stanu zaniedbuje; która kłótliwa, obmowna, żyje w próżniactwie, wymaga zanadto dla siebie, a w sercu chowa nienawiść do bliźnich, która podejrzanych stosunków nie unika, chociażby tylko dla oka ludzkiego. Taki jest zawsze, albo raczej takim się staje ten, kto obok powierzchownych praktyk religijnych nie dba o oświecenie się w doskonałości chrześcijańskiej.”
O powszechnym obowiązku wzrastania w doskonałości chrześcijańskiej
„Ludzie zazwyczaj mówią: niech Apostołowie i Męczennicy sięgają jak najwyżej, niech biegną na najwyższy szczebel sprawiedliwości i chwały, ja nie chcę wzbijać się tak górnie i postanawiam sobie iść noga za nogą. Tak to mówią zazwyczaj niedoskonali i grzesznicy, których liczba zawsze jest większa niż doskonałych i sprawiedliwych. «Albowiem wielu jest wezwanych – powiada Zbawiciel - ale mało wybranych; a szeroka brama i przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie; a wielu jest, którzy przez nią wchodzą; ale ciasna brama i wąska jest droga, która wiedzie do żywota, a mało jest tych, którzy ją znajdują» (Mt 20, 16; 7, 13-14).
Św. Augustyn mówiąc o tych, co chodzą drogą szeroką i ubitą lenistwem, powiada, że przez nich właśnie Psalmista rozumie bydło, bo oni chcą zawsze chodzić po szerokim polu, uwalniając się od wszelkich ustaw i karności. To też (…) kto mówi: «dość jest dla mnie żyć jak drudzy, bylebym został zbawiony; nie chcę nic więcej i nie dążę do wyższej doskonałości», ten właśnie odkrywa w sobie wielką niedoskonałość i zły stan duszy, bo lęka się wejść przez ciasną bramę.
Tego rodzaju ludzie, którzy przez swą obojętność i lenistwo mniemają, iż przy średniej dążności mogą być zbawieni, powinni lękać się, aby nie zostali potępieni jak owe panny głupie, które zasnęły, nie dbając o zbawienie, (albo) jak leniwy sługa, co zakopał otrzymany od pana talent, nie starając się zeń przymnożyć korzyści. Odebrano mu tego dany talent i osadzono go w ciemności, a Ewangelia wyraźnie mówi, że on za to tylko na potępienie zasłużył, iż nie umiał korzystnie użyć kapitału, jaki mu pan jego powierzył.”
O niebezpieczeństwie lekceważenia niewierności w małych rzeczach
„Kto gardzi małymi rzeczami, pomału upadnie” (Syr 19,1)
„Św. Bernard pięknie rzecz tę rozwodzi, mówiąc, że ci co najohydniejszym oddają się występkom, zaczynają zawsze od lekkich błędów, nikt zaś od razu nie został zbrodniarzem; czyli ogólnie rzecz biorąc, nie dochodzimy od razu do ostatniego szczebla w dobrym ani w złym, czyli w cnocie lub występku; ale jedno i drugie wdraża się i rośnie z wolna w każdym człowieku. Są choroby ciała i są choroby duszy, a pierwsze i drugie niepostrzeżenie w nas powstają i ciągły wzrost biorą. Gdy któryś ze sług Bożych popełni jakiś występek, nie sądź – dodaje tenże Święty – że zło jest dopiero w zarodku. Nigdy nie popadł w grzech śmiertelny, kto czas długi wytrwał w czystości i niewinności życia. Jakże więc to się dzieje? Oto z początku lekceważymy rzeczy małe; następnie zapał do dobrego stygnie i gaśnie w nas do tego stopnia, że Bóg wypuszcza nas ze swojej opieki; na koniec pozbawieni Jego wsparcia ulegamy napadom pierwszej lepszej pokusy.”
O pysze i pokorze duchowej
„Najpewniejszą, jak utrzymują słusznie Ojcowie Święci, oznaką, iż człowiekowi wiele do doskonałości brakuje, jest mniemanie, że już ją osiągnął; bo im większy czynimy postęp na drodze życia duchowego, tym dokładniej widzimy, iż małośmy postąpili. Święty Bonawentura powiada: im się bardziej zbliżamy ku wierzchołkowi góry, tym więcej krain odkrywa oko nasze; a przeto idąc na górę doskonałości, im bliżsi jesteśmy jej szczytu, tym lepiej niezmierzony rozłóg cnoty spostrzegamy. (…) Tak samo rzecz się ma z poznawaniem Boga. Ci, co w nim najwyżej się posunęli, wiedzą, że jeszcze dalecy są od doskonałości. Dlatego im dalej człowiek postępuje w tej nauce, tym pokorniejszym się staje, bo rosnąc w inne cnoty, rośnie też i w pokorę; jest bowiem nierozłączne jedno od drugiego oraz dlatego, że w miarę poznawania dobroci i wielkości Boga, poznaje również własną nieudolność i dokładniej przekonuje się o swej ułomności i nicestwie.”
O niechowaniu urazy
„Gdy nam kto słowem lub czynem obelgę wyrządzi (…) nie należy dopuszczać najmniejszej myśli pomszczenia się. (…) Nie dość jest jednak nie mieć żadnego zamiaru zemsty, trzeba jeszcze strzec się drugiej rzeczy, którą ludzie światowi uważają za dozwoloną. Nie życzę źle temu a temu – mówią oni – ale nie chcę mieć z nim żadnych stosunków. Tym sposobem przechowują w sercu taką niechęć i wstręt ku obrażającemu, iż nie mogą, jak sami przyznają, ścierpieć go w żaden sposób. (…)
Przebaczenie powinno pochodzić z głębi serca, bo tak i Bóg nam przebacza, kiedy prawdziwie żałujemy za grzechy i prosimy o odpuszczenie. Nie pozostawia wówczas Stwórca żadnej ku nam niechęci, ale z tą samą dobrocią jak przedtem obchodzi się z nami. Kocha nas znowu, jak gdybyśmy Go nigdy nie obrazili, a zapomniawszy win przeszłych, nie czyni nam żadnych za nie wyrzutów. (…) Tak też i nam należy odpuszczać i zapominać zniewag doznanych od bliźniego. Wyrzućmy z serca wszelką przeciw niemu odrazę i zawiść; traktujmy go tak, jak gdyby nas nigdy nie obraził i jakby nic między nami nie zaszło. Pragniesz otrzymać od Boga podobne przebaczenie, przebaczaj również bratu swemu, lub lękaj się losu owego sługi, który przez pana swego oddany został katom. <Tak – słowa są Zbawiciela – i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli nie odpuścicie każdy z was bratu swemu z serc waszych>. Gdzie indziej znów mówi: <Odpuszczajcie a będzie wam odpuszczone, bo taką miarą którą mierzycie, będzie wam mierzono>.”
O ugruntowaniu w cnotach
„Albert Wielki, wskazując sposób gruntowania się w cnocie i wytrwania w niej, powiada, że prawdziwy chrześcijanin powinien ją mieć tak w sercu zakorzenioną, iżby mógł zawsze czynić dobrze, choćby mu w tym największe przeszkody stały na zawadzie. Niektórzy zdają się tchnąć łagodnością i pokorą, dopóki wszystko idzie im po myśli i póki nic nie wstrząsa nimi; lecz najmniejsza przeciwność niszczy ów pokój, a wtedy jakoby szałem ogarnięci, pokazują się jakimi są w istocie. W nich, mówi tenże, nie zamieszkuje godność i pokora, ale te cnoty są cnotami innych. Cnoty więc te nie do nich należą, gdyż inni mogą je według upodobania i okoliczności odjąć im lub zostawić. A więc własną, nie zaś cudzą cnotą jaśnieć powinieneś, być jej panem nie dopuszczając komu bądź nią rządzić. Słusznie ludzi tych porównać można do steku błotnistego wód zepsutych, które nie cuchną dopóki nie zostaną poruszone, ale za najmniejszym ich poruszeniem, wydają najobrzydliwszy fetor. Tak samo i ci, którzy zostawieni w głębokim spokoju nie rażą niczyich oczu i uszu, ale za najmniejszym dotknięciem tchną najszkodliwszym zgorszeniem dla bliźnich.”
O miłości w rodzinie
„Jedną ze znamiennych cech, po których można poznać, że Bóg zlewa szczególne błogosławieństwo na jakąś rodzinę i że ją kocha miłością, jaką umiłował swojego Syna jednorodzonego, jest gdy darzy hojnie tę rodzinę łaską jedności braterskiej, jak to czynił w początkowych czasach Kościoła, względem wybranych chrześcijan, ubogaconych pierwszymi owocami błogosławieństwa Ducha Świętego. Dlatego czytamy u św. Jana: „Jeżeli się miłujemy zabopólnie, Bóg w nas mieszka, a miłość Jego doskonała jest w nas” (1J 4, 12). Bo i sam Chrystus mówi: „gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w Imię moje, tamem jest w pośrodku ich” (Mt 28, 20). Abyśmy więc ubłogosławieni byli tak wielkim szczęściem i mieli pewność, że Chrystus Pan z nami przebywa, że nas kocha miłością szczególną, chowajmyż zawsze między sobą niczym niezachwianą miłość i jedność braterską.”