28 lut 2021

Jak niszczono liturgię rzymską. Kanon Mszy Św.




Wśród wszystkich modlitw ułożonych przez Kościół bez wątpienia najbardziej świętą i najczcigodniejszą modlitwą jest ta, która stanowi ramy słów Chrystusa, która je poprzedza i kończy – kanon”. Tymi słowami rozpoczynał omawianie poszczególnych modlitw najważniejszej części Mszy Świętej – Kanonu rzymskiego niemiecki liturgista Johannes Brinktrine. Istotnie, sięgające czasów apostolskich, a ostatecznie ukształtowane w VI w. i odtąd niezmienne* modlitwy Kanonu Mszy Świętej, przez wszystkie kolejne wieki stanowiły dla katolików niezwykły skarb i największą świętość. Najlepszym tego wyrazem jest głos Soboru Trydenckiego, który w następujących słowach poruszał tę kwestię:

Ponieważ rzeczy święte należy sprawować święcie, a ta ofiara jest rzeczą najświętszą, przeto Kościół katolicki ustanowił przed wielu wiekami kanon święty, ażeby ją godnie i z uszanowaniem składać i pożywać; kanon jest na tyle wolny od jakichkolwiek błędów, iż nie zawiera w sobie nic, co by nie tchnęło w najwyższym stopniu wonią świętości i pobożności, co by nie podnosiło ku Bogu ducha ofiarujących. Składa się bowiem zarówno ze słów samego Chrystusa Pana, jak też z podań apostolskich i z pobożnych ustaw świętych papieży”. (Sesja XXII, rozdz. 4)

Podobne przekonanie towarzyszyło również kolejnym pokoleniom katolików, czego dobitnym świadectwem są słowa licznych liturgistów. Czytając ich prace można niemal odnieść wrażenie, iż prześcigali się oni w jak najpiękniejszym oddaniu tego, jak wielką wartością w życiu Kościoła są ofiarne modlitwy Kanonu Rzymskiego. Niech przykładem tego będą dwa cytaty.

Ze względu na swe powstanie, wiek i użycie kanon jest czcigodną i nietykalną świętością. Jeśli kiedy jaka modlitwa Kościoła powstała pod szczególniejszym wpływem Ducha Świętego, to jest nią bezsprzecznie modlitwa ofiarna kanonu. Owiewa ją duch wiary i przenika wonność pobożności; jest to dzieło pełne siły i namaszczenia. Nawet prosty jej język przez swe jędrne, staroświeckie i biblijne piętno wywiera potężne wrażenie na serce modlącego się i ofiarującego; nastraja duszę w taki sam sposób, jak tajemnicza i mroczna atmosfera starych, czcigodnych bazylik Wiecznego Miasta. Czyż nie jest to radością i rozkoszą serca, że jeszcze teraz wymawiamy przy ołtarzu te same słowa, którymi się modliło i z którymi ofiarowało tak wielu pobożnych kapłanów we wszystkich wiekach? Jeszcze w okresie męczenników i w kaplicach grobowych katakumb zostały uświęcone modlitwy kanonu rzymskiego”. (ks. M.Gihr „Ofiara Mszy Świętej”)

Znakomity kardynał Bellarmin (…) dowiódł, że początek naszego kanonu sięga dalej niż wszelka pamięć ludzka (…). Zresztą, kto się przypatrzy jego wewnętrznym zaletom, wniknie w znaczenie modlitw, zdań, a nawet wyrazów, w skład jego wchodzących, do tegoż dojdzie przekonania. Modlitwy, nad wszelki podziw wzniosłe, kryją głębokie tajemnice; pojedyncze wyrazy tak pełne znaczenia, że każdy osobnego wymaga komentarza; potwierdzenie prawie wszystkich dogmatów Kościoła tak wyraźne, że prawdziwie „regula precandi est regula credendi”; czystość i wolność od wszelkiego błędu, mówi Sobór Trydencki, tak wielka, że wszystko świętością zda się tchnąć i pobożnością; wreszcie powaga, owszem majestat obrzędów, kanonowi naszemu towarzyszących, tak niedościgły, takie budzący w patrzących uszanowanie, a nawet trwogę, że tylko Duch Święty mógł stworzyć podobne dzieło, zatem że to nie pierwszy lepszy scholastyk, ale pierwszy Apostoł pod wodzą Ducha Św. go ułożył”. (ks. A. Nojszewski „Liturgia rzymska”)

Mając w pamięci te słowa wprost zdumiewa, iż w wyniku reformy liturgicznej Pawła VI tenże Kanon rzymski, o którym z taką atencją orzekał Sobór Trydencki, a za nim cały szereg teologów, praktycznie zniknął z życia Kościoła. Wprawdzie w nieco zmienionej wersji został on umieszczony w Mszale Pawła VI jako I Modlitwa Eucharystyczna, jednak w praktyce niemal nigdy nie jest odmawiany. W związku z tym rodzi się pytanie o to, jak to możliwe aby modlitwa, o której wcześniej w Kościele głoszono, iż jak żadna inna powstała pod szczególnym natchnieniem Ducha Świętego, mogła być z dnia na dzień uznana za zbędną?
Pewne światło w odpowiedzi na to pytanie rzuca nam lektura dokumentów towarzyszących posoborowej rewolucji liturgicznej. Poniżej fragment jednego z nich:

Kwestia Kanonu Rzymskiego jest niewątpliwie sprawą najtrudniejszą. Nie brakuje wprawdzie dziś autorów widzących w Kanonie doskonałe dzieło sztuki, jednak nie można przemilczeć faktu, że liczba krytyków wzrasta z dnia na dzień nie tylko pomiędzy uczonymi i nie tylko w jednym lub drugim kraju, ale przede wszystkim pośród duszpasterzy, i to w wielu krajach. Zarówno naukowe badania nad liturgią jak też liturgia porównawcza przyczyniły się do wzmożenia zmysłu krytycznego i odkrycia zarówno niepodważalnych zalet jak też faktycznych braków Kanonu Rzymskiego. Ponadto wśród licznych braci odłączonych na Zachodzie istnieją różnorodne współczesne redakcje Modlitwy eucharystycznej, które pochodzą od Kanonu i zachowują to co w nim jest dobre, integrując to z wielorakimi elementami otrzymanymi z tradycji innych Kościołów i adaptując wszystko do współczesnej wrażliwości. To jest jeden z powodów dla których Kanon Rzymski w ostatnich dziesięcioleciach cieszy się mniejszym uznaniem i, ostatecznie, stanowi problem od którego nie można uciec. (…) Gdyby, wobec trudności, jakie aktualny Kanon Rzymski przedstawia z duszpasterskiego punktu widzenia, trzeba było powrócić do kwestii kompozycji nowej Modlitwy eucharystycznej, Coetus X czułby się zaszczycony, gdyby mógł opracować projekty. Czułby się także w obowiązku czynić to w taki sposób, aby także w nowej Modlitwie eucharystycznej wybrzmiewał geniusz rzymski, tak aby Msza rzymska była wierna duchowi liturgii rzymskiej”. („Memorandum nt. działalności Coetus X „De Ordine Missae” i nt. wymogów,możliwości i celów reformy Ordo Missae w zgodności z dekretamisoborowymi” z dnia 24 V 1966 r.)

Parafrazując można by to ująć następująco: „Nie jest ważne, iż Kanon rzymski początkami sięga Kościoła apostolskiego i wybrzmiewał w rzymskich katakumbach; nie ma znaczenia, iż przez prawie dwadzieścia wieków był postrzegany jako niezmienna i nienaruszalna forma sprawowania Ofiary Eucharystycznej; nie ma dla nas również większego znaczenia, iż Sobór Trydencki orzekł, iż jest to modlitwa pozbawiona jakichkolwiek błędów. Przecież to my, oświeceni nowym, soborowym światłem Ducha oraz własnymi badaniami wiemy, że w istocie Kanon „posiada faktyczne braki” oraz „ostatecznie stanowi problem od którego nie można uciec”. Chętnie podejmiemy się więc zastąpienia tej starożytnej, lecz przestarzałej i nieadekwatnej dla współczesności modlitwy nową, lepszą i bardziej odpowiadającą duchowi liturgii rzymskiej. Wprawdzie robimy to po upływie prawie 2000 lat od zarania Kościoła, ale na szczęście możemy czerpać z bogactwa liturgicznego braci odłączonych, którzy już dawno temu oczyścili swe liturgie ze zbędnych naleciałości”.

Jak bardzo trzeba było mieć we wzgardzie całą Tradycję Kościoła, aby dojść do takich wniosków?
Jak przeogromne pokłady pychy musiały tkwić w ludziach, którzy ośmielali się nie tylko publicznie wygłaszać takie tezy, ale również wcielać je w życie?
O jak wielkim kryzysie Kościoła świadczy fakt, iż za wszystkimi tego typu zmianami stała osoba zasiadająca na Stolicy Piotrowej i działająca w Jej autorytecie?
Zaiste, niezgłębiona jest tajemnica nieprawości.


* Pomijam tutaj wzbudzające kontrowersje dodanie do Kanonu w 1962 r. imienia św. Józefa przez papieża Jana XXIII.

17 lut 2021

Umartwienie ciała w Wielkim Poście

 


„Prosimy Cię, wszechmogący Boże, spraw, niech rodzina Twoja, która dla umartwienia ciała wstrzymuje się od pokarmów, zabiega o sprawiedliwość i poniecha grzechu.”
(Kolekta na sobotę po 3. niedzieli Wielkiego Postu)
„Bez jakiegokolwiek osłabienia ciała sprzeciwiającego się duchowi, niepodobna jest ująć w karby pożądliwość i utrzymać ją w przepisanych przykazaniem granicach.”
(Z Encyklopedii Kościelnej)

W dzisiejszych czasach, gdy post ścisły został niemal całkiem zniesiony jako obowiązek dla katolików (poza Środą Popielcową i Wielkim Piątkiem), wiele osób – kierując się pobożnością – w okresie Wielkiego Postu podejmuje różnego typu, wymyślone przez siebie umartwienia. Często polegają one na powstrzymywaniu się od tych napojów i potraw, które stanowią w ich życiu pewną przyjemność (np. kawa, alkohol, słodycze).
Warto wiedzieć i pamiętać jednak przy tym, że tradycyjna katolicka dyscyplina postna zakłada, iż umartwienie własnego ciała w Wielkim Poście polega nie tyle i nie tylko na powstrzymywaniu się od dozwolonych i przynoszących nam przyjemność „używek”, ale na ograniczeniu ilości i jakości pokarmu stanowiącego nasze codzienne pożywienie. W ten sposób Kościół jako społeczność nie tylko idzie śladami swego Założyciela, który przez 40 dni pościł na pustyni, ale również chce włączyć wiernych w zasługi zadośćuczynienia Chrystusa, dać im szansę wyzwolenia się od kar doczesnych należnych za grzechy, a także – poprzez osłabienie sił ciała – uczynić ich sposobniejszymi do słuchania natchnień łaski i walki z grzechem.
Jeśli więc Kościół – nasza najlepsza Matka – przez długie wieki wyznaczał wiernym jasno określone zasady spożywania pokarmów w czasie Wielkiego Postu, to czy dziś – w dobie ogromnego kryzysu w Kościele – wiedząc jak zbawienne skutki przynosi wiernym ich przestrzeganie, nie warto podjąć się tego trudu, jeśli już nie ze ścisłego obowiązku, to z miłości Bożej i w trosce o życie wieczne?

Tradycyjna dyscyplina Wielkiego Postu (za Katechizmem kard. Gasparriego):
1. Przykazanie wstrzymania się od mięsa i zarazem postu (jeden posiłek do syta i dwa skromne rano i wieczorem) obowiązuje w Środę Popielcową, w piątki i soboty Wielkiego Postu, w Suche Dni Wielkiego Postu.
2. Przepis samego tylko postu obowiązuje w pozostałe dni Wielkiego Postu, z wyjątkiem niedziel.

9 lut 2021

Dlaczego w liturgii posoborowej nie ma Przedpościa

 



W ostatnią niedzielę Kościół katolicki obchodził Niedzielę Sześćdziesiątnicy, która jako druga z trzech niedziel okresu Przedpościa wskazuje wiernym, iż nieuchronnie zbliża się Wielki Post. Niestety, ogół katolików uczęszczających na liturgię posoborową częstokroć szybciej dostrzeże zbliżający się Wielki Post widząc kolejki przed cukierniami w tzw. „tłusty czwartek”, aniżeli uczestnicząc w niedzielnej Mszy tego okresu. Owocem rewolucji liturgicznej lat 60. XX w., oprócz wielu innych zmian, było bowiem również to, iż sięgający pierwszych wieków Kościoła okres Przedpościa został całkowicie wymazany z liturgii, nie uzyskując żadnego odpowiednika.

Wiedząc o tym, jak wielkim szacunkiem darzono zawsze w Kościele uświęcone wielowiekowymi tradycjami obrzędy, wydawać by się mogło, iż za wyrzuceniem z roku liturgicznego ważnego i mającego ponad 1500-letnią tradycję okresu wprowadzenia do Wielkiego Postu musiały stać poważne racje i silne argumenty. Cóż to były za motywy? Jeden ze znanych polskich portali liturgicznych ujmuje to następująco: „Współczesny kalendarz Kościoła nie uwzględnia siedemdziesiątnicy ani przedpościa. Usunięcie tych tradycyjnych obchodów miało na celu – jak w wielu innych miejscach – uproszczenie kalendarza i wyeksponowanie najważniejszych elementów, a więc w tym wypadku podkreślenie znaczenia i symboliki Wielkiego Postu”.

Biorąc pod uwagę pierwszy z tych powodów naprawdę trudno racjonalnie wytłumaczyć, w jaki sposób wartość, którą w oczach twórców nowego rytu było uproszczenie kalendarza liturgicznego, obiektywnie przeważałaby i rekompensowała szkody, które w życiu katolickim siłą rzeczy musi przynieść zerwanie z tradycjami sięgającymi wiele setek lat wstecz! Okres Przedpościa, który od pokoleń karmił pobożność katolików i niezwykle mocno utrwalił się również w ich obyczajowości (o czym świadczą choćby ludowe nazwy niedziel tego okresu), już z samych tych powodów był wielką wartością dla Kościoła. Czy uproszczenie kalendarza liturgicznego poprzez usunięcie Przedpościa można uznać za choćby porównywalną wartość? W odpowiedzi być może posłuży nam pewna obserwacja wpływu starego i nowego kalendarza na świadomość liturgiczną wiernych. Przecięty katolik będący obecny ostatniej niedzieli na tradycyjnej Mszy Św. zazwyczaj wie, że za tydzień będzie brał udział w obchodach Niedzieli Pięćdziesiątnicy, a po kilku latach uczęszczania na tradycyjną liturgię może nawet kojarzyć, jaki wyjątek Ewangelii będzie wówczas odśpiewywany i czytany (wszak zawsze jest taki sam). Z drugiej strony ilu z katolików wychowanych na posoborowej liturgii wie, iż za tydzień będzie brać udział w VI niedzieli zwykłej i usłyszy Ewangelię z cyklu B spośród trzyletniego cyklu czytań niedzielnych… Tak miej więcej wygląda owo uproszczenie liturgii w praktyce.

Warto również zastanowić się na tym, do jakich praktycznych wniosków doprowadziłoby uznanie za słuszne likwidacji Przedpościa ze względu na „podkreślenie znaczenia i symboliki Wielkiego Postu”. Gdyby taką logikę zastosować do wielu sytuacji życiowych, to okazałoby się np., iż mając w pracy zarezerwowany urlop na konkretny termin, który chcemy spędzić biorąc udział w rajdzie rowerowym, wszelkie niezbędne przygotowania do niego powinniśmy rozpocząć… w dniu jego startu. Gdyby ktoś zapytał nas przy tym, dlaczego wcześniej nie przygotowaliśmy niezbędnego ekwipunku, nie sprawdziliśmy sprzętu i nie przewidzieliśmy możliwych trudności, powinniśmy odpowiedzieć, że takie przygotowania z pewnością odebrałyby nam radość samego podróżowania. Lepiej więc wyruszyć w podróż bez wcześniejszego przygotowania, a napotkanymi trudnościami martwić się po drodze. Cóż jednak postawa ta ma wspólnego ze zdrowym rozsądkiem?

Owo rozumowanie, w imię którego uznano Przedpoście jako przeszkodę w dobrym przeżywaniu Wielkiego Postu, świadczy również o bardzo niepokojącej postawie, która musiała towarzyszyć autorom zmian. Otóż w wąskim gronie tzw. „ekspertów liturgicznych” w praktyce przyznali oni, iż Kościół święty przez ponad 1500 lat mylił się sądząc, iż Przedpoście jest pożytecznym i bardzo potrzebnym katolikom okresem wprowadzenia w Wielki Post. Liturgiści „Kościoła nowego adwentu” nagle odkryli bowiem, że katolik najlepiej przeżyje najważniejszy czas pokuty w roku, gdy nie będzie się ani się do niego wcześniej przygotowywał, ani o nim szczególnie wcześniej myślał, a niekiedy nawet gdy nie będzie w ogóle wiedział, kiedy on się rozpoczyna. Istotnie, wspaniała pedagogika!

I niezależnie czy stały za nią głupota, pycha czy wzgarda dla Tradycji Kościoła i tradycyjnej liturgii rzymskiej, to już sam ten przykład jasno ukazuje, jaki charakter miały posoborowe zmiany w liturgii.