W jednym z najważniejszych tekstów krytycznych wobec reformy liturgicznej papieża Pawła VI, tj. „Krótkiej analizie krytycznej Novus Ordo Missae”, jej sygnatariusze kardynałowie Ottaviani i Bacci stwierdzili: „Jest rzeczą oczywistą, że Novus Ordo nie chce już reprezentować wiary Soboru Trydenckiego. Jednak z tą właśnie wiarą katolickie sumienie związane jest na zawsze. Promulgowanie nowego Ordo stawia zatem prawdziwych katolików wobec tragicznej konieczności wyboru”1. Słowa te, podobnie zresztą jak cała analiza, mimo upływu ponad pięćdziesięciu lat od ich napisania, nie straciły nic ze swej aktualności. Można nawet zauważyć, iż z biegiem lat zaczynają one odnosić się do sytuacji coraz większej grupy katolików, którzy odkrywając tradycyjną liturgię i doktrynę, w pewnym momencie stają przed koniecznością określenia swojego stosunku wobec nowego rytu Mszy św. Nietrudno przy tym domyśleć się dlaczego oznacza to dla nich – jak pisali kardynałowie – „tragiczną konieczność”. Naprawdę tragiczną jest bowiem sytuacja, w której znając charakter zmian, które nastąpiły w Kościele od czasów Vaticanum II i pragnąc pozostać wiernym Tradycji katolickiej, chcąc nie chcąc stawiamy się w opozycji do praktycznie całej hierarchii katolickiej z papieżem na czele. Określenie swojej postawy wobec nowej Mszy – zdaniem kardynałów – jest jednak dla katolika wyborem nie tylko tragicznym, ale i koniecznym. Skoro zgodzimy się z konkluzją „Krótkiej analizy krytycznej NOM”, iż „Novus Ordo Missae (...) wyraźnie oddala się od katolickiej teologii Mszy św.”, a więc przyznamy, że w sensie teologicznym nowy ryt nie jest dobry, to poważnie traktując swoją wiarę musimy wyciągnąć z tego faktu wnioski rzutujące na praktykę naszego życia.
O tym jakie to będą wnioski decyduje w poszczególnych przypadkach z pewnością bardzo wiele czynników, jak choćby posiadana wiedza, otoczenie w którym żyjemy, czy styczność z takimi a nie innymi kapłanami. Nie zmienia to faktu, iż z pewnością istnieją obiektywne zasady, którymi kierując się można w prawidłowy sposób określić swój stosunek do uczestnictwa w nowych obrzędach. Tragizm czasów w których żyjemy stawia jednak katolików pragnących pozostawać wiernymi swej wierze w całej jej pełni w obliczu wielkiej trudności. Otóż pozbawieni są oni pewnej opoki, którą w sprawach wiary powinna być dla nich hierarchia kościelna. Ta, choć – jak jestem przekonany – istnieje i może w całej pełni wykonywać powierzone sobie zadania, to niestety poprzez uleganie modernistycznym doktrynom, nie może być aktualnie dla katolika wyrocznią w sprawach odnoszących się do współczesnego kryzysu w Kościele, którego korzeniem jest właśnie modernizm.
Czy więc oznacza to, iż pozostajemy sami w obliczu powszechnego kryzysu w Kościele i musimy samodzielnie znajdować odpowiedź na wynikające z niego pytania? Zapewne tak właśnie byłoby, gdyby nauka katolicka stanowiła tylko ludzką mądrość, która wraz z biegiem ludzkich myśli może się zmieniać i jest niezależna od nauczania z przeszłości. Szczęśliwie boski Założyciel Kościoła, sam w sobie niezmienny, ustanowił urząd nauczycielski Kościoła, który od wieków wiernie przekazując naukę otrzymaną od Chrystusa, cieszy się przywilejem nieomylności. Dzięki temu mamy pewność, iż należąca do depozytu wiary i uświęcona Tradycją nauka i praktyka Kościoła musi być punktem odniesienia dla każdego katolika, od zwykłego świeckiego po samego papieża. Również w obecnych czasach to zwłaszcza tradycyjne Magisterium Kościoła jest podstawową pomocą dla każdego katolika w odróżnieniu doktryn błędnych od prawdziwych. Z całą pewnością jest to kryterium niezawodne i pewne. Nie należy przy tym jednak zapominać, iż to nie osoby świeckie, lecz hierarchia kościelna posiada obowiązek przekazywania depozytu wiary i potrzebne do jego wypełnienia łaski. Do kogo więc, rozpoznając ogromny kryzys wiary w Kościele, pozostaje nam zwrócić się z prośbą o pomoc, skoro – używając słów Pawła VI – „dym szatana przeniknął do Kościoła”. Moja odpowiedź jest jedna: do tych biskupów i kapłanów, którzy mimo ogromnych przeciwności pozostali wierni Tradycji Kościoła. Uważam przy tym, że niebezpiecznym błędem jest szukanie odpowiedzi na pytania, które w sercu katolika rodzi obecny kryzys, z jednej strony opierając się na swych własnych teoriach czy odczuciach (czyniąc tym samym z siebie samego najwyższy autorytet), z drugiej dając w tym posłuch posoborowej hierarchii, która jeśli nawet nieraz próbuje leczyć skutki kryzysu, to nie dostrzega (lub, co gorsze, być może nie chce dostrzegać) jego źródeł.
Chciałem przy tym wyraźnie podkreślić, iż wyrażone przeze mnie w tym tekście refleksje nie są efektem moich własnych analiz i odkryć. Jest to w istocie praca odtwórcza, opierająca się na lekturze dokumentów i opracowań dotyczących poruszanego przeze mnie tematu. To, co jest w tym mojego, to zwłaszcza zebranie pewnych istotnych z mojego punktu widzenia faktów, które przynajmniej dla mnie stanowią odpowiedź na pytania mogące się zrodzić w związku z posoborową liturgią. Dalsze refleksje, spisane w głównej mierze dla uporządkowania własnych myśli w tej tak kluczowej sprawie, jeśli miałyby być pożyteczne dla kogokolwiek innego, wymagają przyjęcia podstawowego założenia. Jest nim uznanie faktu istnienia poważnego kryzysu wiary w Kościele od czasów II Soboru Watykańskiego. Bez przeanalizowania i wyciągnięcia wniosków z tego stanu rzeczy, właściwy odbiór tego o czym będę pisał będzie jeśli nie niemożliwy, to na pewno bardzo utrudniony.
1Pod adresem: https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/332
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz