10 lis 2022

Kościół w służbie doczesności?

 



Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż współczesne państwa i narody, jeszcze w poprzednim wieku uznawane za katolickie, w ogromnej mierze nie tylko odwróciły się od Boga, ale wręcz gardzą Bogiem i Jego przykazaniami.

W przestrzeni publicznej prawie nikt nie mówi już o prawach Boga i obowiązku posłuszeństwa wobec Jego woli, za to z bardzo wielu ust nie schodzą frazesy o tzw. prawach człowieka, a wiodącym obowiązkiem społecznym jest sprzeciw wobec tzw. nietolerancji. Dla rządzących kompletną niedorzecznością jest podnoszenie kwestii obowiązków państwa wobec prawdziwej religii, za to wszyscy oni staną murem w obronie neutralności światopoglądowej państwa. Z życia współczesnych społeczeństw praktycznie zniknęło również słowo „grzech”, które zastąpiło, odmieniane przez wszystkie przypadki, mityczne pojęcie „wolności”.

Wielu katolików zastanawia się przy tym jako to możliwe, iż w obliczu tak wielkiej apostazji całych społeczeństw, współczesny Kościół, zwłaszcza w osobach jego najwyższych dostojników, w swych działaniach tak mocno wpisuje się w narrację świeckich władców tego świata. O tym, jak poczesne miejsce w wypowiedziach i tekstach hierarchów Kościoła zajmuje bowiem od czasów Vaticanum II tematyka tzw. godności i praw człowieka najlepiej świadczy fakt, iż Paweł VI nie zawahał się stwierdzić, iż „my także, bardziej niż ktokolwiek inny, jesteśmy czcicielami człowieka”. Idąc tym śladem Kościół przykłada wiele sił i energii walcząc z nierównościami i wykluczeniami społecznymi, wspiera globalistyczne dążenia organizacji międzynarodowych oraz – zwłaszcza za obecnego pontyfikatu – walczy o ochronę klimatu i promuje ekologię.

Idąc z duchem czasu, wraz z ogłoszeniem soborowej deklaracji „Dignitatis humanae”, ze społecznej doktryny Kościoła usunięto pojęcia państwa katolickiego, mającego określone zobowiązania wobec Boga, i zastąpiono je doktryną wolności religijnej, zrównującej w prawach publicznych prawdę i fałsz, a więc dobro i zło. Jakże zresztą mogłoby być inaczej, skoro – jak głosi podpisana przez papieża Franciszka deklaracja z Abu Zabi – „różnorodność religii jest wyrazem mądrej woli Bożej”. 
O czym innym zaś, jak nie o tym, iż pojęcie grzechu tak jak je rozumiał od zawsze Kościół katolicki, zostało kompletnie zdezawuowane wśród pasterzy „Kościoła nowego adwentu” (Jan Paweł II) przekonuje to, iż za wskazaniem Franciszka dopuścili oni do sakramentu Eucharystii osoby żyjące w grzechach ciężkich (rozwodnicy), a ostatnio coraz silniej promowana jest w Kościele akceptacja wielokrotnie potępionego w Piśmie Świętym homoseksualizmu.

Z czego wynika ta przerażająca w swej istocie zbieżność? Jak to możliwe, iż Kościół zdaje się być obecnie nierzadko bardziej oddanym służbie człowiekowi i światu aniżeli Bogu i obronie Jego praw?

Niezwykle trafnym przyczynkiem w odpowiedzi na to pytanie może być poniższy cytat, pochodzący – co ciekawe – z powieści znanego polskiego pisarza i publicysty Pawła Lisickiego pt. „Przerwa w pracy”. Jeden z jej bohaterów, modernistyczny teolog ks. Renar, w taki oto sposób tłumaczy bowiem swoje zaangażowanie w działania ateistycznych kreatorów „nowego porządku świata”:

„Dojrzeliśmy do tego, że nauka i wiara idą ręka w rękę. Radykalny ekumenizm i radykalny ateizm to dwie strony tego samego. Wierzyć, że Boga nie ma, i wierzyć, że spotka się go w każdej religii to to samo. Moja pierwsza główna teza teologiczna brzmi – Renar podniósł nieco głos – że Chrystus zjednoczył się z każdym człowiekiem, niezależnie, czy on o tym wie, czy nie. A z tego wynika, że człowiek odkrywając siebie, odkrywa od razu Boga w sobie. Służba Bogu to służba ludzkości i jej przyszłości (…)”.

Czy słowa te nie zmuszają do refleksji? Skoro bowiem uznamy – a tak uczynił przecież Kościół posoborowy – iż wszystkie (przynajmniej „tradycyjne”) religie są godne uznania, oddają cześć Bogu oraz w konsekwencji swoimi drogami prowadzą do zbawienia, to czy ma jakikolwiek sens nieustanne podkreślanie konieczności posłuszeństwa prawdziwemu Bogu i przynależności do jedynego prawdziwego Kościoła, który założył Jezus Chrystus? Skoro nawet papież (JP2), który odprawiając codziennie Mszę Św. całował Ewangelię, był w stanie złożyć „w hołdzie” antychrześcijańskiemu islamowi pocałunek na księdze Koranu, to czy daleko od tego do wniosku, iż zostawiając na boku w istocie drugorzędne różnice religijne powinniśmy skoncentrować się na tym, aby ludzkość mogła żyć w dostatku i pokoju, przemieniając świat i czyniąc go bardziej ludzkim i braterskim? Czy skoro Boga można rzekomo odnaleźć w wielu sprzecznych ze sobą religiach, to czy z wiary w Niego może ostać się cokolwiek poza mglistymi pojęciami dobra, szczęścia czy miłości? „Radykalny ekumenizm i radykalny ateizm to dwie strony tego samego. Wierzyć, że Boga nie ma, i wierzyć, że spotka się go w każdej religii to to samo…”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz