W niektórych środowiskach w Kościele do dziś dnia pokutuje pogląd, który można by podsumować stwierdzeniem „Sobór – tak, wypaczenia – nie”. W jego myśl rewolucyjny duch, który od kilkudziesięciu już lat na dobre zagnieździł się w Kościele, nie jest wynikiem Vaticanum II, lecz pochodzi od żądnych coraz dalej posuniętych zmian liberałów i modernistów wewnątrz Kościoła.
Czy jednak jest tak w istocie? Nie podejmując się w tym miejscu szerszego omówienia tego tematu, pragnę przytoczyć dwa cytaty pochodzące z książki M. Davisa „Sobór papieża Jana”, które dają pewne światło na to, czym w istocie był „duch Soboru”, objawiający się już w trakcie jego obrad.
Pierwszy z nich dotyczy reakcji uczestników Soboru na słowa jednego z najbardziej zasłużonych w tych czasach dla Kościoła kardynałów, Alfredo Ottavianiego, który wyrażał wątpliwość wobec wprowadzania drastycznych zmian w rycie Mszy św.:
„Podczas debaty o liturgii, słaby wzrok kardynała [miał wówczas ponad 70 lat – SC] zmusił go do przemawiania bez tekstu. Mówił więc z głębi serca o sprawie, która głęboko go poruszyła: <Czy dążymy do tego, żeby wzbudzić zachwyt, czy może wywołać skandal wśród chrześcijan, poprzez wprowadzanie zmian w tak czcigodnym obrządku, który był uznany przez tak wiele wieków i jest tak dobrze nam znany? Obrzęd Mszy św. nie powinien być traktowany, jakby to był kawałek materiału, który można na nowo skroić podłóg mody i kaprysu każdego pokolenia>. Były ograniczenia dziesięciominutowe na każdą przemowę. Kardynał przekroczył ten czas i zadzwoniono w dzwonek. Zaabsorbowany swoją mową, nie usłyszał gongu i kontynuował. <Na sygnał od kardynała Alfrinka, technik wyłączył mikrofon. Po potwierdzeniu tego faktu poprzez popukanie w niego, kardynał Ottaviani niepewnym krokiem wrócił na swoje miejsce upokorzony. Najpotężniejszy kardynał Kurii został uciszony, a Ojcowie Soboru klaskali ze złośliwą satysfakcją>.”
Jak wielkim kontrastem wobec takiej grubiańskiej reakcji auli soborowej na słowa kard. Ottavianiego jest za to zachowanie tego samego zgromadzenia nawet nie wobec słów, ale samej obecności na Soborze obserwatorów niekatolickich:
„Dr Moorman, przewodniczący delegacji anglikańskiej, zanotował, że obserwatorzy <zapewniali pewien rodzaj kontroli nad tym, co było mówione. Każdy biskup, który wstał, by przemawiać, wiedział, że na trybunie św. Longinusa była grupa inteligentnych i krytycznych ludzi, których pióra i długopisy były gotowe zapisać każde jego słowo i w razie potrzeby użyć go jako dowodu przeciwko niemu i jego kolegom przy jakiejś okazji w przyszłości. (…) Dlatego Ojcowie Soboru byli wyczuleni na to, co reprezentanci tych wspólnot myślą i robili wszystko, co się da, żeby uniknąć powiedzenia czegokolwiek, co mogłoby ich obrazić. Jeśli jakiś Ojciec zapomniał się i powiedział coś, co na pewno wywołałoby poruszenie na trybunie obserwatorów, to następny mówca czasami go za to zganił>.”
Jak widać na podstawie tych cytatów, już na samym Soborze uwidaczniała się wyraźna tendencja gardzenia tym co tradycyjne, pogoni za nowością i kierowania się nie kryterium prawdy, lecz nowym „superdogmatem” ekumenizmu. Duch rewolucji liturgicznej, duch Asyżu, Balamand i Abu Dhabi to w istocie duch Vaticanum II i to posiadający placet samych posoborowych papieży. Cóż jednak ów duch ma wspólnego z duchem katolickim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz