Trudno wyobrazić sobie prawdziwie katolicką rodzinę, w której domu nie znalazłoby się zaszczytne miejsce na krzyż czy wizerunek Chrystusa Pana. Czymś naturalnym dla katolika jest również to, iż chętnie powierza on swoje życie Bogu modląc się przed obrazami Bogarodzicy i Świętych Pańskich. Te, tak oczywiste dla katolików wyrazy życia chrześcijańskiego, nie dla wszystkich osób uznających autorytet Pisma Świętego są jednak postawami właściwymi i zgodnymi z wolą Bożą. Wszyscy zetknęliśmy się choćby z tzw. Świadkami Jehowy, którzy wszelkie związane z obrazami formy pobożności nazywają bałwochwalstwem, a przedstawianą na nich Matkę Bożą porównują do pogańskich bogiń. Również w internecie można bardzo łatwo natknąć się na materiały różnej maści protestantów, którzy – rzekomo opierając się na autorytecie Biblii – próbują zniechęcić katolików do czci obrazów. I nawet jeśli agitacja ta stosunkowo niewielu prowadzi wprost do odstępstw od Kościoła, to dużo częściej zasiewa wątpliwości w sercach nieutwierdzonych katolików. Stąd bardzo ważnym jest, abyśmy potrafili dowieść, iż cześć oddawana w Kościele obrazom opiera się nie tylko na Tradycji Kościoła, ale również ma głębokie uzasadnienie biblijne.
Świadkowie Jehowy oraz wiele grup protestanckich, odrzucając wykorzystywanie obrazów i rzeźb w kulcie religijnym, opierają się na starotestamentalnym zakazie, wyrażonym zwłaszcza w Księdze Wyjścia: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym” (Wj 20,4). Jako że cytat ten pochodzi z fragmentu Księgi Wyjścia zawierającego opis ustanowienia Dekalogu, zasadnym może wydać się pytanie, czy skoro Dekalog ciągle obowiązuje chrześcijan, to czy aby nie sprzeciwiamy się Bogu, modląc się przed obrazami i figurami? Odpowiadając pozytywnie na to pytanie należałoby założyć, iż zakaz z Księgi Wyjścia miał charakter bezwzględny, stanowił istotę przykazania Bożego oraz w dalszym ciągu obowiązuje chrześcijan. Tymczasem już sama lektura kolejnych rozdziałów Księgi Wyjścia przekonuje nas, iż zakaz sformułowany w jej czwartym rozdziale nawet na ówczesnym etapie Objawiania nie posiadał charakteru bezwzględnego. To bowiem sam Bóg nakazał Mojżeszowi sporządzenie dwóch złotych cherubów, które miały zostać umieszczone na końcach przebłagalni, tj. miejsca, z którego Bóg przemawiał do Mojżesza (Wj 25,17-22). Bóg polecił mu również sporządzenie miedzianego węża, na którego spojrzenie uzdrawiało od śmiercionośnych ukąszeń (Lb 21,7-9). Z pism Starego Testamentu wiemy również, iż w świątyni Bożej zbudowanej przez Salomona znajdowały się dwie rzeźby aniołów, jej ściany ozdabiały płaskorzeźby cherubów, palm oraz girlandy kwiatów (1 Krl 6,23-29; 2 Krn 3,10-14), zaś ołtarz osadzony był na podobiznach dwunastu wołów (2 Krn 4,1-4). Czyżby cytaty te oznaczały, że Bóg nakazywał i aprobował praktyki, których wcześniej sam surowo zabronił?
Wątpliwość ta byłaby w pełni uzasadniona i prowadziła do wniosku, iż Pan Bóg nakazuje rzeczy wzajemnie sprzeczne, gdybyśmy przyjęli – podobnie jak czynią Świadkowie Jehowy – iż zakaz z Wj 20,4 jest oddzielnym przykazaniem. Sprawa ta przedstawia się jednak zupełnie inaczej, gdy powiążemy i uznamy za jedno przykazanie wspomniany werset ze zdaniem go poprzedzającym, które brzmi: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20,3). Wtedy bowiem jasno widzimy, że Bóg surowo zakazując sporządzania obrazów i rzeźb, lecz jednocześnie w pewnych okolicznościach wręcz zalecając je w swoim kulcie, nie uznawał ich za złe same w sobie, lecz przez ten zakaz pragnął uchronić naród wybrany przez popadnięciem w bałwochwalstwo. O tym, iż zagrożenie takie było bardzo realne najlepiej świadczy fakt, że starożytny Izrael, któremu Bóg powierzył prawdziwą wiarę oraz Objawienie, w całej swej historii był nieustannie otaczany przez ludy pogańskie, nierzadko dużo większe i potężniejsze od narodu żydowskiego. Bóg, zakazując Izraelitom czczenia wyobrażeń tego „co na niebie i na ziemi” chciał ochronić Swoją religię przed rozmyciem się wśród ogromnej ilości kultów pogańskich, w których panteonie znajdowało się dosłownie wszystko, począwszy od zwierząt i ludzi, a skończywszy na niebie i gwiazdach. Aby przekonać się jak silną pokusą dla Izraelitów było życie w takim otoczeniu wystarczy przytoczyć, że mimo tak kategorycznego charakteru pierwszego przykazania Dekalogu, żydzi wielokrotnie je łamali, próbując sporządzać na wzór pogański wyobrażenia Boga i oddając cześć obcym bóstwom. Marne losy oraz wszelakie wynaturzenia kultów pogańskich mogą dać nam tylko pewne wyobrażenie tego, ile z wiary w jedynego i prawdziwego Boga mogłoby zostać wśród narodu wybranego, gdyby Bóg zezwolił, aby Jego zewnętrzny kult oddany był woli ludzkiej wyobraźni.
Rozporządzenie Boże z Wj 20,4, które – co warte ponownego podkreślenia – nie stanowiło istoty przykazania Bożego, lecz miało chronić Izrael przed popadnięciem w bałwochwalstwo, ustało jednak z chwilą wcielenia drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Odkąd bowiem „Słowo ciałem się stało” i Syn Boży, nie przestając być Bogiem, stał się prawdziwym człowiekiem, to sam Bóg nakreślił w osobie Jezusa Chrystusa swój własny obraz, o czym pisał św. Paweł: „On <Chrystus> jest obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15). Opierając się na tej nauce, a także mając w pamięci słowa samego Chrystusa Pana, który odpowiadając na prośbę jednego ze swoich uczniów o ukazanie Ojca, stwierdził: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9), już pierwsi chrześcijanie nie czuli się związani zakazem przedstawiania tego „co na niebie i na ziemi”. Dobitnie świadczą o tym pochodzące z trzech pierwszych wieków chrześcijaństwa malowidła w katakumbach, na których znaleźć można nie tylko wizerunki Chrystusa, ale również m.in. podobizny Najświętszej Maryi Panny. Dla autorów tych swoistych obrazów musiało być zupełnie jasnym, iż przykazanie z Wj 20,3-4, przekazane Mojżeszowi na długo przed wcieleniem Słowa Bożego, a więc w okresie, gdy wszelkie próby wyobrażenia Boga nie mogły być właściwe choćby z tego powodu, iż Bóg jest Duchem, którego nikt nie widział, nie może mieć zastosowania wobec kultu Chrystusa Pana i czci Jego wizerunków. Twierdzenie przeciwne oznaczałoby bowiem stawianie kultu Boga w opozycji do kultu Chrystusa, co w kontekście chrześcijańskiej wiary w to, iż Syn Boży jest drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, jest zupełnie pozbawione sensu.
Modlitwa przed obrazami
Ktoś mógłby jednak zarzucić, że Pismo Święte wprawdzie nie zabrania sporządzania obrazów Chrystusa, jednak z pewnością okazywana przez katolików cześć obrazów i wykorzystywanie ich w kulcie religijnym nie ma uzasadnienia biblijnego. W odpowiedzi, posługując się podobną argumentacją, można by zapytać formułujących tego typu zastrzeżenia, w którym fragmencie Biblii zaleźli podobny zakaz. Lektura Pisma Świętego, o czym była już mowa, nie tylko potwierdza używanie w kulcie Bożym Starego Testamentu rzeźb i obrazów, ale ponadto daje dowód tego, że Izraelici otaczali wielką czcią miejsca i obiekty swego kultu. Wiemy np., iż naród wybrany z nakazu Bożego namaszczał, a więc poświęcał Bogu i podnosił do wysokiej godności takie przedmioty materialne, jak: stelle (Rdz 28,18, 31,13), ołtarze (Wj 29,36; Kpł 8,11; Lb 7,1), Namiot Spotkania (Wj 30,26) czy Arkę Przymierza, w której przechowywano mannę oraz laskę Aarona (Wj 40,9; Kpł 8,10; Lb 7,1; Hbr 9,4). Pismo Święte dostarcza nam również wiedzy o tym, iż Bóg nie tylko nakazywał używanie określonych przedmiotów materialnych w Swym kulcie, ale również niejednokrotnie wykorzystywał je aby okazać swą moc. I tak np. wiemy, iż uzdrawiające skutki miały m.in. dotknięcie kości Elizeusza (2 Krl 13,21) i szat Chrystusa (Mk 5,27-29), a nawet stanięcie w cieniu św. Piotra (Dz 5,15).
Czy wobec tych wszystkich faktów można dalej utrzymywać, że w kulcie chrześcijańskim, którego jedynie cieniem i zapowiedzią był kult starotestamentalny, niewłaściwe jest posługiwanie się obrazami Chrystusa i obdarzanie ich należną czcią i szacunkiem? Czy nie jest niedorzecznym twierdzić, że katolicy sprzeciwiają się Bogu modląc się przed wizerunkami Jego umiłowanego Syna, który jest „obrazem Boga niewidzialnego”?
Być może jednym z powodów, dla których współcześni obrazoburcy odrzucają katolicką naukę o obrazach, jest zwyczajna jej nieznajomość. Nie jest bowiem tak, iż katolicy otaczający czcią obrazy przyznają im boską moc lub adorują materiał z którego są wykonane. Modląc się przed obrazami Chrystusa i składając przy tym akty uwielbienia, prośby czy żalu, nie kierujemy ich do obrazu, jakoby był on ich adresatem, lecz wszystkie one odnoszą się do Tego, którego przestawiają. Zgodnie z nauczaniem Kościoła cześć obrazów ma funkcję służebną wobec czci Bożej i ze swej natury nie jest czcią najwyższą, ani też konieczną. Nie oznacza to jednak, że jest ona pozbawiona znaczenia i zbędna. Przeciwnie, odpowiadając naturze ludzkiej jest nad wyraz pożyteczna w życiu i kulcie chrześcijańskim.
Cześć obrazów odpowiada naturze ludzkiej, ponieważ dla każdego człowieka wrodzonym jest, że obiekty swej miłości próbuje sobie często czy to wyobrażać, czy też przedstawiać za pomocą różnego typu odwzorowań. A skoro Bóg powinien być dla nas obiektem miłości najwyższej, to naturalnym jest, że chrześcijanie w swych kościołach, domach i miejscach bytowania umieszczają obrazy i figury przypominające im o Bogu. Są one również niezwykle potrzebne w organizacji kultu Bożego, ponieważ będąc jednym z jego wyrazów, pełnią w nim kilka ważnych funkcji. Oprócz tego, że skupiają naszą uwagę, pomagają uświadomić i unaocznić istotne zdarzenia, osoby lub prawdy wiary. Dzięki temu budzą w nas uczucia religijne i pomagają wzbudzać np. akty czci, żalu czy pragnienie naśladowania cnót. I tak np. modląc się przed obrazem Ukrzyżowanego z reguły dużo łatwiej nam jest uświadomić sobie ogrom cierpień i niezmierzoną miłość Chrystusa do każdego z nas. Przejmujący widok konającego Chrystusa napełnia nas przy tym żalem, prowadzącym do postanowienia porzucenia grzechów. W ten sposób nasza modlitwa dużo mniej narażona jest na rozproszenia, a więc i jej owoc będzie bogatszy.
Biorąc pod uwagę ten wielki duchowy pożytek, który wierni czerpią z należytej czci obrazów oraz odwołując się do starożytnej Tradycji i obyczaju Kościoła, papieże i Sobory (np. II Sobór Nicejski i Sobór Trydencki) nie tylko zezwalali katolikom czcić obrazy, ale również usilnie im to zalecali, zakazując jednocześnie głoszenia tez przeciwnych jako heretyckich.
Chrystus - Jedyny Pośrednik a kult świętych
W tym miejscu ktoś mógłby jednak stwierdzić, że o ile nie jest niczym złym modlenie się przed wizerunkami Chrystusa, o tyle można się obawiać, iż uwłacza czci Bożej modlenie się przed obrazami Jego stworzeń? Czy bowiem modlitwa przed obrazami świętych nie jest sprzeczna ze słowami Pisma Świętego, które mówi, że Chrystus jest jedynym pośrednikiem między Bogiem i ludźmi (1 Tm 2,5)? Odpowiadając trzeba stwierdzić, iż wyrażona w tym wersecie nauka wcale nie zaprzecza możliwości wstawiennictwa świętych. Chrystus jest naszym jedynym Pośrednikiem w tym znaczeniu, iż tylko i wyłącznie Jego ofiara na krzyżu miała moc odkupieńczą, bez której niemożliwe byłoby nasze pojednanie z Bogiem i zbawienie. Modląc się do świętych nie przypisujemy im jednak w żaden sposób boskiej mocy, ani też nie stawiamy znaku równości między nimi i ich życiem, a Chrystusem i Jego zasługami. Modlitwa do świętych to w rzeczywistości prośba o wstawiennictwo przed obliczem Boga skierowana do tych, o których ziemskim życiu – parafrazując słowa św. Pawła – można było powiedzieć, iż „nie żyli w nich oni sami, lecz żył w nich Chrystus”, a którzy są teraz wraz z Chrystusem w Niebie. Zauważmy też, że czcząc świętych Pańskich i rozpamiętując ich życie, nie podziwiamy ich naturalnych, przyrodzonych zalet, lecz wysławiamy w ten sposób samego Boga, który dokonał w ich życiu tak wielkich dzieł i który zaprowadził ich na wyżyny świętości.
Jak wobec tego można twierdzić, iż modlitwa do świętych, a szczególnie do Tej, która zawsze pozostawała w łasce Bożej, nosiła pod swym sercem Boże Słowo i tak niewyobrażalnie kochała swego boskiego Syna, może sprzeciwiać się Jego woli i uwłaczać Jego czci? Odrzucając wstawiennictwo świętych i chcąc pozostać w tych poglądach konsekwentnym trzeba by również albo zakwestionować sens modlitw żyjących chrześcijan za siebie (dlaczego bowiem np. można prosić o modlitwę znaną nam osobę i rzekomo nie należy zwracać się z tą samą prośbą do świętych w Niebie), albo też wymazać z Credo prawdy o nieśmiertelności duszy i świętych obcowaniu. Żadnego z tych poglądów nie da się jednak utrzymać w świetle Biblii, która wzywa do modlitwy za bliźnich (1 Tm 2,1; Kol 4,3) oraz wyraźnie potwierdza prawdy o duszy nieśmiertelnej (Łk 16,19-31; Mt 10,28; Hbr 12,22-23) oraz świętych obcowaniu (Tob 12,12; 2 Mach 15,14; Ap 5,8, 8,3).
Jeśli jednak ktoś, mimo przedstawienia mu katolickiej nauki o czci obrazów oraz wstawiennictwie świętych, dalej utrzymywałby, że modlitwa przed obrazami, a szczególnie przed obrazami świętych jest bałwochwalstwem, powinien odpowiedzieć, czy takim samym bałwochwalstwem wykazywali się np. ci, którzy z wiarą kładli na chorych chusty i przepaski z ciała św. Pawła (Dz 19,12), w wyniku czego chorzy zdrowieli. Czy było tak, iż chustka sama w sobie posiadała tajemniczą moc, której ulegali nawet chrześcijanie? A może raczej to Bóg „czynił niezwykłe cuda przez ręce Pawła”, zaś ludzie używający tych chust pokładali ufność w Bogu, który mógł okazać swą moc nawet przez tak błahy przedmiot jak kawałek materiału. Cóż więc dziwnego w tym, że przez wieki aż po dziś dzień chrześcijanie otaczają szacunkiem i czcią przedmioty związane ze swoją wiarą, w tym wizerunki Chrystusa i świętych? Nie dziwi w tym kontekście również to, iż Bóg niejednokrotnie używa także tych przedmiotów do okazania swej mocy i łaskawości, czego dowodem są nie tylko niezliczone łaski wewnętrzne, znane najczęściej tylko ich adresatom, ale również wszystkie cuda, których historie i dowody znajdujemy w licznych miejscach kultu katolickiego.
Katolicki obowiązek
Choć niniejszy tekst jest tylko bardzo pobieżnym przestawieniem podstaw i zasad, na których opiera się katolicka cześć obrazów, to już nawet na jego podstawie widać, że ma ona uzasadnienie biblijne, doskonale odpowiada ludzkiej naturze oraz przynosi wiele pożytku w życiu chrześcijan. Nietrudno też zauważyć, że chcąc właściwie ją uzasadnić wobec niekatolików, musimy odwołać się do innych prawd wiary, jak choćby do obcowania świętych i nieśmiertelności duszy. To z kolei uzmysławia nam, że ciąży na każdym katoliku obowiązek obrony wiary, wymaga od nas pogłębiania swojej wiedzy religijnej. Być może wydać się to komuś zadaniem ponad jego siły, biorąc pod uwagę ogrom wiedzy teologicznej, w którą bogaty jest Kościół. Nie chodzi tutaj jednak o to, aby każdy z nas prowadził metodyczne studia teologiczne. Wystarczy, iż np. interesując się pewną prawdą wiary zaczniemy zgłębiać jej podstawy, poznawać jej zasady oraz wnioski, które ona nasuwa, a sami odkryjemy jak piękną, logiczną i harmonijną jest nauka Kościoła. Wtedy też, znając wartość wiedzy o Bogu, zaczniemy coraz bardziej ją poszerzać, co w swoim czasie może przynieść również wielki pożytek innym ludziom. Zawsze musimy jednak przy tym pamiętać, iż pragnąc ukazać Chrystusa bliźnim nie uczynimy tego samą wiedzą oraz przekonywaniem. Nasze ewangelizowanie łatwo może się bowiem przemienić w nieznoszące sprzeciwu, pyszałkowate i odpychające przemądrzanie się, jeśli nie będą mu towarzyszyć trzy inne, niezbędne elementy: modlitwa, pokora oraz przykładne chrześcijańskie życie.